wtorek, 11 marca 2014

Chude dni.


Przepraszam Was, Moi Drodzy Biedni Czytelnicy w liczbie 17 dziennie.
Że nie ma dobrych tekstów. Ani że w ogóle żadnych ostatnio nie ma.
Że ten blog ma taką chujową grafikę. I że wcale się nie przykładam do tego, żeby był czytelny i przejrzysty.
Że nie ma żadnych zakładek o mnie, poradników, galerii ani niczego nie ma.
Że piszę niesystematycznie.
A jak już piszę to o maturach.
Że marudzę teraz niebywale.

Nie obiecuję poprawy, bo za dużo wszystkim naobiecuję, a potem wychodzi jak wychodzi.


Dzisiaj był taki piękny dzień.
To znaczy nie był piękny cały. Był piękny dopiero od dwunastej.
Bo wcześniej to tylko ściski jakieś. Korytarze. Oszukaństwa. Ścieki.
Ble. Szkoła ble. Olimpiady ble. Fuj.
A potem wyszłam stamtąd ( ze szkoły)  i zaświeciło słońce. I jak mi tak świeci słońce, to wtedy
czuję jakieś takie wielkie dobro. Więc tak z tym dobrem sobie szłam
i szłam. Aż znalazłam moją siostrę i Maksia.
I zabraliśmy ze sobą jeszcze mojego paskudnego, okropnego, fałszywego, dwulicowego psa Otta
i Misię.
I poszliśmy.
Przed siebie. Czyli dokładnie tam, gdzie trzeba iść.
I spotkaliśmy klucz żurawi. I sarny. I dzikie psy, co chciały dołączyć do naszej watahy.
I takie śmieszne prykające stawy. A także kokony, ale kogo? Nie wiem.
Najgorzej chyba, że spotkaliśmy kury.
Bo Misia lubi kury.
To znaczy lubi je tak mocno.
Że aż do krwi je lubi.
Więc latały pióra, latały.
A kura bez piór na tyłku wygląda tak zabawnie.
I nieprzyzwoicie.
Ale jeszcze bardziej zabawnie wygląda mój mały, trzykilogramowy maltańczyk
z taką kurą w zębach.
Bo ten nicpoń ze swojego autorytetu wszystko zerżnie.
Więc jak Miśka wejdzie do wody. To i Otto już pływa za nią.
A jak Miśka patrzy w lewo. To Otto także zadziera głowę ( łeb?) w lewo. Ale podglądając,
czy aby nie patrzy już w prawo i czy aby na pewno, wygląda tak samo dostojnie i dumnie.
Więc jak Miśka kurę upolowała ( i zostawiła przez moje krzyki, boże daj jej długie życie - tej kurce niewinnej) to Otto się wziął
za kurę.
I niósł nad głową (łbem?) jak i Miśka. Ale kura taka ciężka jak ten gamoń.
Oj kosztowały mnie te kury

czterdzieści złotych.

Nicpoń



Nicpoń w pieleszach.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz