wtorek, 28 stycznia 2014

Bez początku i bez końca. Krótka historia obsesji życia.

- W pewnym momencie nie mogłam już opowiadać swoich historii. Odpadli wszyscy.

- Nikt nie chciał ich słuchać, czy to ty nie chciałaś nikomu opowiadać?

- Na początku nie chciałam. Miałam tajemnicę. Strzegłam ją. Miło jest mieć coś, co trzeba pilnować,
doglądać, pielęgnować. Sam rozumiesz – troszczyć się o to. Więc troszczyłam się o swoją tajemnicę.

- Co było potem?

- W pewnym momencie musiałam się poddać. Była wielka i ciężka. A ja miałam pełne historie. Wielkie i moje. Historie tworzą ludzi. Bez historii jesteśmy niczym. Jak coś nie ma swojej historii, to tak jakby wcale nie istniało. A tymczasem moje ważne historie znikały nieopowiadane. Rozmywały się. Zaczęłam się obawiać, że jeśli one się rozmywają to i ja się rozmywam. Nie jestem już cała. Ale wtedy…

Przyciszyła głos.

- Ale wtedy nikt już nie był w stanie słuchać. Moje historie okazały się za ciężkie. Zbyt nierealne. Ludzie potrzebują zwyczajnych historii. Poukładanych. Mających jakieś puenty, jakieś zakończenia. Dziwacy, psychole, margines -  to wszystko może istnieć, ale w książkach, w filmach, w serialach. Nie może, a raczej nie powinno odbywać się tutaj, za rogiem. Obok. A ja czułam się wielką dziwną historią.

- Więc milczałaś?

- Nie. Powiedziałam kilku osobom. Ale nie było dla mnie zrozumienia. Wybrałam specjalnie najbardziej otwartych i najbardziej niejednoznacznych ludzi. To nic nie dało. Nie poradzili sobie. Nie zainteresowali się tym. Nie chwycili. Nie było żadnych pytań. Żadnych znaków zapytania. Ani się nie dziwili, ani nie przerażali. Po prostu ignorowali, jakby tego wcale nie było. Jakby się nie wydarzyło.

- Opowiedz o swoich związkach.

- Cóż. Czułam się w nich zawsze bardzo źle. Ograniczona. Nieszczęśliwa. Natomiast sama czułam się jeszcze gorzej, dokuczała mi samotność. Właściwie… po prostu nie wydarzałam się tam, gdzie trzeba. Prowadziłam mnogie życie. Nie podwójne. Ani potrójne. Tych historii byłoby setki. Tysiące. Te historie nigdy się nie kończyły. Nie wiem, jak to nazwać, to jest chyba….

- Obsesja.

- Tak. Obsesja.

- Obsesja czego? Życia? Chorujesz na obsesję życia?

- Mogę ci opowiedzieć historię J.

- J?

- No kogokolwiek. Kogokolwiek na J.

Siada wygodnie. Ma smutny wyraz twarzy.

- Janina. Dajmy jej jakiś wiek. 30 lat. Dajmy jej mieszkanie. 45 metrów. Niech mieszkanie ma piętro. To jest trzecie piętro. W mieszkaniu kot. Albo dwa. Nie. Tych kotów w tym mieszkaniu jest bardzo dużo. Nie zliczę ich teraz. Dajmy Janinie jeszcze pracę. Może prowadzić dokumentację. Albo pracować w bibliotece. O tak. Niech to będzie bibliotekarka.
Mamy Janinę bibliotekarkę.

- Janina bibliotekarka…

- Janina wstaje o godzinie szóstej trzydzieści, bo nie może się doczekać. Bo jej serce przyśpieszyło, gdy się tylko obudziła i gdy się dowiedziała, że jest „już”. Spędza pół godziny nago przed szafą. Wyrzuciła z niej wszystko. Nie może się zdecydować. Myśli sobie „wrócę, to posprzątam, a tymczasem nie ważne co zrobię, ważne jest życie, że teraz się odbywa, że idę do pracy, że muszę wyglądać dobrze, bo nigdy nie wiadomo”. Potem męczy się przed lodówką. Nie wie, co zrobić. Zjeść marchewkę, kanapkę z salami, usmażyć jajecznicę, a może nie zjeść nic i zacząć się odchudzać?. Je więc, i marchewkę, i kanapkę, i jajecznicę. Bo gdyby tego nie zrobiła, jej życie potoczyłoby się a) w stronę marchewki b) w stronę kanapki c) w stronę jajecznicy. I każda ta droga wyglądałaby inaczej. I w związku z jakimś tam zbiegiem zdarzeń, w sytuacji a) spałabym wieczorem z facetem A. b) z kolegą z pracy B. a c) z gościem, co kasuje bilety w kinie C. A każdy z tych ludzi jest inny. I każdy ma inne historie. I każdy sprowadziłby na nią inne zdarzenia. Więc Janina nie wie. Ona kurwa nie wie, co wybrać.
            Gdy po tym wszystkim okazuje się, że nie ma ani A. ani B. ani C, Janina płacze w poduszkę, albo rzyga w kibel. Znaczy do kibla, że nie wybrała d) żeby się odchudzać. I wyobraź sobie teraz, że to jest tylko cholerne śniadanie. I tylko cztery odpowiedzi. A tymczasem mogłoby być ich więcej. Kilkanaście. A z każdych kilkunastu odpowiedzi jest kilkanaście dróg. Gdzie są kolejne znaki zapytania i kolejne wybory. Więc Janina przerażona siedzi i nic nie robi całą sobotę i całą niedzielę, by na koniec zdać sobie sprawę, że nic nie robienie nie jest zatrzymaniem czasu. Jest najgorszym z wyborów. I to są wszystko wielkie tragedie.

- A więc na tym polega obsesja życia. Janiny i twoja.

Cisza.

- Jest coś, co mnie uspokaja.

- Wiem o tym. Ale innych to nie przekonało? Nie słuchali cię, gdy o tym mówiłaś.

- Próbowałam wyczuć grunt. Czasami wydawało mi się, że już mogę. Że to jest ten moment. I wtedy mówiłam im prawdę.

- Jak reagowali?

Śmieje się.

- Nie wierzyli mi. „ Nie mam czasu na żarty”. Albo inaczej. Właściwie były to bardzo różne reakcje. Niektórzy mówili, że jestem złym człowiekiem. Że to jest nie w porządku. Ale ja wiedziałam, że nie. Że nie jestem zła. Tylko moje szczęście, jest gdzie indziej. Gdzieś, gdzie mało kto znajduje swoje. A większość po prostu to ignorowała. Zaspokajała mnie ciszą.

- Co zrobisz? Jaki masz plan?

- Zrobię wszystko, co mogę.

- A potem?

- A potem umrę. 






czwartek, 23 stycznia 2014

Płynąca Kupa Idealnie Znosząca Pomysły

Kupo
PłyWANIE
Nące
Ideal NOŚĆ
ne
znoś

Pomysły

Kwa
Śne
Żelki?
Sny?


Ty rzyga
Nie
Wyrzy Ganie

Problemy

Ze sra
Nie



(dla) M  

środa, 22 stycznia 2014

Co to jest?


                                                To jest wieczór zimowy za moim domem.


                                                   To jest Krzysiu na żyroskopie.



                                                        To jest zabawa na osiemnastce.



     
                                                                 To jest dom w Głownie.



                                                   To jest najszczęśliwsza Gosia na świecie.




To są włosy afro. 



                                                                To jest Paulinka i jej tort.


                           
                                                            To jest Otto i jego wielki penis.



                                                       To jest lampa w Żytowicach.



To jest związek skomplikowany.

niedziela, 19 stycznia 2014

Wcale nie chce mi się spać.

Nowość. Koniec z narkolepsją. Rzucam sen. Bezsenność.
Budzisz się nigdzie. Wcale się nie budzisz.


Jak człowiek zacznie chodzić na studniówki, to nie może przestać.
Pijmy za maturę, za Justynę i za wszystkie pandy, żeby im się chciało więcej ruchać.
Biedne pandy na wymarciu.


Mam zwątpienie. Nie mam niczego ciekawego do powiedzenia.
Może tylko tyle, że śnił mi się sejm z 1652. Ten cały Sieciński go wtedy zerwał.


Pójdę na prawo. Pójdę na lewo. Pójdę na spacer.
Odkryję piękną stodołę. Co można robić w starej, przerażającej i opuszczonej stodole?


Kasia mówi, że jak się poleje pomidora keczupem to się go upokorzy.
Witajcie, wszystkie upokorzone pomidory.


Kolega z ładną brodą i ładną partnerką po drugiej stronie stołu pokazuje mi o pierwszej z minutami fragmenty swojej lirycznej prozy. Wena spotyka go po alkoholu i w tramwaju, więc zapisuje wszystko w telefonie. Wrażliwe dusze przelewają się teraz na iphony.
- Nieładne - mówię.
- Co? - pyta, bo BĘDZIE SIĘ DZIAŁO jest tak głośne, że mało co słychać.
- Mówię, że mi się nie podoba
- Słabe?
- No.
Kolega mówi, że przyjdzie na warsztaty literackie. I że wtedy mu zdradzę moje imię.
( Jest tyle ciekawych rzeczy do zdradzania, dlaczego akurat wszyscy chcą bym im zdradzała imię?)
Rano przypomina mi się, że jest wtedy spotkanie klubu scrabblistów.
Ale tyle jego, co sobie posiedzi w Domu Literatury.

środa, 15 stycznia 2014

Jak to wygląda?

John Fitzgerald Kennedy zmarł w 1963 roku.
Nie w 1964 - jak uważa Radek.
W listopadzie.
Nie w kwietniu.
Ale całe szczęście że w Dallas.
Dallas łatwo zapamiętać, nikomu się nie myli.
Ciekawe, która śmierć pociągnęła za sobą więcej różnych hipotez. W Dallas czy w Smoleńsku.
A może ta na Gibraltarze?

Patryk Pierzchała jest teraz w Indiach. Przez to, że nie ma większych politycznych aspiracji, na szczęście nikt nie go nie zabija.
Jedzie rowerem z Bombaju na Goa.
Jak o tym myślę, wszystko co we mnie mieszka zakłada buty i wielkim tłumem prze do wyjścia.
Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze kilka miesięcy.

Udało mi się znaleźć partnera w podróż.
Nie zdradzę jeszcze z kim chciałabym pojechać, ale wygląda na to
że Niebieskie Oko Albanii stało się bardziej prawdziwe, niż kiedykolwiek wcześniej.

Najchętniej spędzałabym teraz czas w nieskończoność czytając o
mieście Gjirokastra z tysiącem schodów, Czarnogórze, Górach Przeklętych, Transylwanii, starówce Dubrownika, Plitwickich Jeziorach, Macedonii, bajkowym Mostarze...

Wszystko jest bardzo w porządku.
Na ferie zaplanowałam spore opowiadanie o podróżach.
Bo o czym innym mogłabym teraz pisać?

Ps. Słyszeliście, że na Mount Evereście są teraz straszne kolejki na szczyt?
Powoli robi się z tego gubałówka. Jak się ma pieniądze i się chce to właściwie każdy może "zaliczyć" ten ośmiotysięcznik. Choćby miejscowi mieliby tego kogoś wnieść na plecach.

Tak wygląda krajobraz Czarnogóry:





A ja w tej chwili wyglądam mniej więcej tak:



A jak wyglądał Kennedy wszyscy wiecie.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Za przyjaźń!


Ilość wyświetleń na blogu po studniówce wzrosła. A więc chcecie relacji z tego wieczoru?

Może relacja z poprzedniego byłaby lepsza? Bo wówczas otworzyły mi się oczy na więcej niż 180 stopni, a Maciek miał narysowane włosy! Było bardziej Bu'owo. Bo Bu to najlepiej się czuje w swoim górskim sweterku, wśród odgłosów Liama Finna. Sukienki, fryzjerzy i wystawne przyjęcia to nie jest najlepsze środowisko dla tej dziewczynki. Tak czy inaczej każdemu zdarza się trafić do zoo. Misiom z Gorganów też się zdarza.



Właściwie lubię odwiedzać zoo.

Miło było się poczuć ładną i zadbaną.

A poza tym - nie ma to jak trafić do zoo razem z odpowiednią osobą.

Bo z odpowiednimi ludźmi można wszystko.

Idealnie.

Och.

Brawo!

Budzisz się na o'Hara

Budzisz się na swojej studniówce.

Budzisz się i jest dobrze.







A więc wznoszę toast na wszystkich moich przyjaciół.
Aby zawsze byli tacy wspaniali i żebym zawsze mogła na nich polegać.





sobota, 11 stycznia 2014

Nie wiem, jak Was

Ale refren tej okropnej piosenki mnie trochę jakby wzrusza.

Jest w niej jakaś desperacja.



Jakby już wiedział, że wcale nie będzie dobrej zabawy.
Że wcale nie będzie się działo.


środa, 8 stycznia 2014

"Ciężki przypadek szczura pustynnego"

Jedna trzecia przyjemności leży w oczekiwaniu. Połowa dreszczu emocji nadchodzi wraz ze zbliżaniem się. Reszta to tylko ekstaza albo ciemność.

                                                                                                     Ed Abbey




poniedziałek, 6 stycznia 2014

Prawda absolutna.

           Jestem Wielkim Kłamcą.
           Mam dużo pieniędzy. Wystarczająco, by przeżyć całe swoje życie w  komfortowych warunkach.
           Lubię jeździć autem. Jadę z miasta A do miasta B. Po drodze zabieram autostopowiczów.
           Czasami wyruszam tylko po to, by ich spotkać i podwieźć z miasta A do miasta, w którym chcą wysiąść. Wsiada taki człowiek, zdrowy, wesoły, pełny życia. Uśmiecha się do mnie. Więc ja też się do niego uśmiecham, ale na wszelki wypadek zakładam ciemne okulary. Żeby nie wyszło, że kłamię.
          Zazwyczaj pytają, gdzie jadę. Mówię, że pracuję. Że jadę z miasta A do miasta w którym on lub ona jedzie, bo mam spotkanie. W różnych sprawach, z różnymi ludźmi. Czasami są to nawet konferencje. Po moim garniturze stwierdzają, że mówię prawdę. Mam obsesję na punkcie pilnowania tego, by moje kłamstwa były nie do rozszyfrowania.
          Zazwyczaj nie jest to ani trochę trudne.
          Raz mam żonę. A raz się rozwiodłem. Raz mam syna, a raz córkę. Czasami po kilka na raz. W rzeczywistości nie mam nic. Nawet nie mam kota, bo kicham na koty.
         Często kłamię także odnośnie swoich poglądów i przekonań. Mówię na przykład że wierzę w Boga. W wielkie wniebowstąpienie. Albo że medytuję. Albo w reinkarnację. W rzeczywistości nie wierzę w nic.
          Autostopowicze uwielbiają takie tematy. O życiu, śmierci, planach i przyszłości. Jak pytają, odpowiadam bez zawahania. Udaję z miną pokerzysty, że w wakacje wybieram się na wschód. Indie, Tybet, te sprawy. A innym mówię, że ciekawią mnie kraje skandynawskie, że lubię ich surową pogodę i ostry klimat. Niektórzy kiwają głowami, gdy opowiadam z przejęciem o wielkich lasach Kanady. W rzeczywistości nie są to moje marzenia. Swoich nie mam wcale.
          Często podkreślam, że jestem spóźniony. Dodaję wtedy gazu i pędzimy sto pięćdziesiąt na godzinę. Wymieniają pomiędzy sobą spojrzenia albo machinalnie łapią się obręczy fotela.
          Gdy pędzimy wymijając po dwa, albo trzy auta na raz myślę o tym, że mogę spowodować wypadek. To mnie ratuje od tego smutku, któremu zaprzeczam, do którego się nie przyznaję, którego się boję. Czasami jakaś zła część mojej osoby mówi mi "stary, jesteś nikim". A wtedy jeszcze gorsza część odpowiada jej "nie prawda, jestem wielkim kłamcą".
          Ale gdy tak szybko jedziemy, nie zwalniając na zakrętach, na światłach, nigdzie. Najgorsza część mnie mówi mi, że wystarczy maleńki przypadek, by wypaść z gry. By roztrzaskać się na tysiące malutkich kawałków. I wtedy ja Wielki Kłamca i on Wielki Podróżnik z Dziewczyną, Ambicjami, Planami i Studiami staniemy się razem ogromnym, czerwonym, pustym Niczym. I to ja decyduję, że będzie miał te swoje ambicje, dziewczyny, plany i studia. I to tylko dzięki mnie może je teraz mieć. I jeżeli tylko mi się zachce, to wszystko to straci. Jestem jego panem, jego bogiem. Ja rządzę jego życiem. I gdy licznik pokazuje dwieście dochodzę. Serce zatrzymuje mi się w obłędzie. A potem bije jak szalone. Krew rozwala mi czaszkę. Pulsuję. Żyję. I nie ma w tym kłamstwa.
          To jedyna prawdziwa rzecz, jaką mogę doświadczać.



File:Henry David Thoreau.jpg

czwartek, 2 stycznia 2014

Lubię...

Lubię w święta pakować prezenty. A wcześniej je kupować. No i dawać. 




Lubię też sobie czytać. I uczyć się historii. I pić herbatkę z sokiem malinowym. 




Ale bardziej od historii lubię jednak te prezenty.




Orzechy lubię.




Na orzechowy piernik. 




Lubię też pić kawę turecką u Kasi. I uczyć się matematyki z Ćpunem. Ale bardziej grać później w scrabble.




Lubię zawieszać cukierki na choince. 




Lubię jeździć stopem do Wrocławia żeby oglądać takie katedry. 




I takie budynki: ( I słuchać o starych bibliotekach, gdzie skrzypią wielkie, drewniane drzwi, a pomiędzy półkami przechadzają się leniwe, grube koty.)




Lubię imprezy. I różnych ludzi. I wrocławskie mocne zioło. I się wbijać w podświadomość. I kręcić w okół metalowych części swojego umysłu. Ale nie lubię, że zasypiam. 




Lubię różową gumę orbit dla dzieci. Ale teraz produkują ją białą. 




Lubię sziszę, pierogi ruskie, Danielę, Olka, Martę i Wajsa. I ten turecki dywan wypalony w kilku miejscach.




Lubię, że nie wiadomo jakie zdjęcia będę robić za miesiąc.