sobota, 27 lipca 2013

O Muufince, pięciu kurkach zielononóżkach i wielkim, niebieskim psie.

        
         
          Nie wiem, czy to jest moje największe marzenie. Nie wiem, czy w ogóle można je nazwać marzeniem. To bardziej wystawa obrazów, niż miejsce. Mój osobisty, ziemski raj.
           Wpadam tam codziennie - najczęściej wieczorem. W tym momencie, gdy już zrobiłam wszystko co mogłam, powinnam lub co ostatecznie zdecydowałam się odłożyć na inny dzień. W momencie gdy gaśnie światło, gaśnie także mój codzienny byt. Przytulona do marzeń zasypiam za szybko. Nigdy nie zdążę pobyć w moim raju dłużej.
            Bywam w nim także wtedy, gdy to co dzieje się "tu i teraz" jest smutne, bolesne lub rozczarowujące. Uciekam tam, gdy chwilowo nie mam rozwiązania. Gdy potrzebuję spokoju. To miejsce mnie pociesza, motywuje, sprawia mi radość. Moje ucieczki w Bieszczady są ucieczkami do domu - tak je nazywam.
            Opis tego miejsca sprawia mi wiele przyjemności. To taka nieseksualna masturbacja własnej wyobraźni. Kocham to.

          
             Do mojego domu w Bieszczadach nie prowadzi asfalt. W pewnym momencie trzeba skręcić w leśną, utwardzoną dróżkę, by po chwili wyłonić się z drugiej strony, bo tam na polanie, otoczona z prawej strony dużym stawem stoi moja chatka. Jest drewniana.
             O tym, że ktoś tu kiedyś mieszkał świadczy stara, nieodrestaurowana studnia, ogromny stary dąb i kilka specjalnie niewyciętych - jabłoni starowinek, które pamiętają drugą wojnę światową i żołnierzy UPA. Nie wiem, jak dużo widziały i czy pamiętają jakieś straszne historie.
            Wspomniany dąb - wysoki i potężny użycza swojej gałęzi dla huśtawki z dwóch długich lin i szerokiej deseczki. W ciepłe dni, huśtając się można wpaść do chłodnej wody. Towarzyszy temu dużo radości i śmiechu. Mój niebieski pies dumnej rasy dog niemiecki traci panowanie nad swoim cichym usposobieniem, gdy widzi zabawy w wodzie.
            Po stawie pływa także mała łódka. Piękna jest, ciemnodrewniana, z dwoma ławeczkami w środku. Widziałam kiedyś taką w Pabianicach, w komisie starych, używanych rzeczy. Kupiłabym ją wówczas, ale drewno pruchnieje. A gdzie tu taką łódką pływać?
           Do chatki wejdziemy później, najpierw trzeba zobaczyć stodoło-stajnię, w której na razie pustki, bo krowa Muufinka i Koń Na Razie Bez Imienia skubią zieloną trawkę na padoku.
            W stodole czyściutko. Siano, słoma, owies i inne przysmaki w ładnych snopkach lub workach zawiązanych naturalnymi sznurkami. Wszystko podpisane.
             Na prawo od wejścia jest miejsce Muufinki. Tam sobie mieszka całą zimę, a latem, wiosną i jesienią przesypia noce. Zaraz za jej murkiem znajduje się pokoik gospodarczy. Jedną półkę zajmują jej kosmetyki. Przeważają szampony truskawkowe, w których kąpiemy Muufinkę raz w tygodniu ( ale uparcie nie daje truskawkowego mleka). Zgrzebła, szczoty, szczotki i grzebyczki dzieli razem z Koniem Na Razie Bez Imienia. Znajdują się tu także takie worki jak sucha karma dla mnogiej liczby kotów i pojedynczej liczby psów - sztuk jeden, kolor niebieski. Na ścianie wisi jakiś obraz, wcale nie sielski-anielski tylko nowoczesny. Obok stoją różne grabie, miotły, widły, szufle, łopaty i wszelkiej wielkości wiadra - metalowe.
Na długości całej stajnio-stodoły zamontowane są głośniki, z których codziennie leci muzyka. Zazwyczaj spokojna - bo zwierzęta nie przepadają za ostrzejszym rockiem.
           Tymczasem wychodzimy bramą z drugiej strony i zaraz napotykamy kurnik. Kurnik jest świetny i naprawdę jestem z niego dumna. Stanowi on maciupki domek, pomalowany na biało. Na tyle wysoki, że człowiek się mieści na stojąco. W środku pięć gniazd wymoszczonych. Dwa na dole, dwa na tych dwóch i jeden na tych czterech. Do tych na pierwszym i drugim piętrze prowadzą drabinki. Moje kury bardzo lubią wchodzić po tych drabinkach i każda wie, gdzie jest jej gniazdo i gdzie ma wysiadywać swoje jajka, gdyż gniazda są podpisane kolejno od dołu - Malwinka, Balbinka, Bożenka, Bożydorka i Irenka.
           Zaraz na wprost od wejścia wisi na ścianie obraz - też nowoczesny, ale w kolorach ciepłych, bo kurki za zimnem nie przepadają. Po prawo przymocowane są także belki, jak jest zimno to one na tych kijach lubią sobie posiedzieć i pogrzać się od ciepła lamp. Z sufitu zwisają aż trzy. W dwóch małych okienkach wiszą czasami firanki.
          To koniec budynków gospodarczych, więc zapraszam do domu. Wchodzi się takim tarasem. Na tym tarasie poduchy, wiklinowy niski stół. Siedzi się dookoła niego na poduchach. Stoją na nim różne lampiony i świeczki - niektóre przeciw komarom, a niektóre nie. Z kadzidełek sączą się różne zapachy. Obok barierek stoi także fotel bujany, a na nim leży koc, którym można się przykryć, w bieszczadzkie, chłodne wieczory.
         W środku kuchnia, kuchnia prowansalska, jasna, domowa i przytulna. Dębowy stół i sześć prostych krzeseł. Stoi też ogromny piec do wypieku domowego, najprawdziwszego, polskiego chleba na zakwasie. W dużym pokoju wielka kanapa - przydaje się gdy przyjeżdzają goście, a przyjeżdza ich dużo, bo zapraszam nawet obcych ludzi i wszystkich znajomych i dom jest otwarty na ludzi, bo ludzie to historie, a historie nas tworzą. W tym pokoju dużo regałów, żeby zmieścić wszystkie książki. Książek jest dużo, więcej niż jajek z moich kur przez rok. A także kominek. W kominku pali się ogień w zimie i jest przyjemnie bo koło niego leży mój niebieski pies, a w okół tego psa koty przybłędy, ale zaszczepione i odrobaczone.
        Łazienka jest nietypowa i przypomina o czymś dziwnym. Czarno biała i zimna. Z sufitu zwisa wielki, kryształowy żyrandol. Nie ma tu ciepłych akcentów jak w całym domu. W łazience można się oczyścić.
        Schody na górę. Na górze cztery pokoje. Moja sypialnia, gdzie śpię ja i Lodówka, któremu zawsze doklajam brodę, a on się śmieje, bo mu ta broda odpada. Pokoje dzieci - Aleksandra i Heleny. I pokój gościnny - zazwyczaj dla Pyszczaczków czyli dla Gosi i Anety, które przyjeżdzają często z dwoma kotami i Leonem. Ale nie tylko dla nich, bo może być także dla Ciebie. I Ciebie. I Ciebie.
        Na korytarzu wisi wielkie, podwieszane łoże - hamak. Można tu leżeć i czytać książki, co zazwyczj czynię, bo najlepiej się czyta na górze, gdy pada deszcz i wielkie krople uderzają o dach.
        I to tyle z mojej wycieczki. Za domem znajduje się jeszcze sad i łąka na której pasą się teraz Muufinka i Koń Na Razie Bez Imienia. Zaraz będę musiała po nich iść, bo zbliża się wieczór. Wsiądę na Konia Na Razie Bez Imienia i pojedziemy poszukać miejsca, gdzie zachód słońca jest najpiękniejszy.

Jeżeli Ci się tu spodobało,
zapraszam,
bo drzwi do mojej chatki zawsze otwarte.





Za 5 dni wracam do domu.

czwartek, 25 lipca 2013

Ocenzurowane pierwsze dwie strony z mojego najpiękniejszego zeszytu z okładką ręki Lindy Lemon.

( O nim)
Jest doskonały w swojej potencjalności.
Jak numer gg bez obrazka, bez płci, bez wieku.
Nie wyobrażam sobie bardziej doskonałych kartek.
Idealnie grube, idealnie duże, cudownie żółte i bez marginesów.
Bo po co komu marginesy?
Bez napisów, cen, kodów kreskowych, bez firm, nazwisk, reklam.
Jest otwarty.

Kim jest człowiek na okładce?
Potencjalnością niebycia Lodóką?
Potencjalnością posiadania Tajmnicy?
Obietnicą realnej przyszłości czy surrealnością przeszłych niedokończonych wspomnień?
Jest moim osobistym niebyciem na wyprawie wzdłuż wschodniej granicy, moim niechodzeniem po świerkowych wzniesieniach ( cenzura). Jest moim nie - uczestniczeniem 13 lipca na warsztatach prozatorskich? Jest tęsknotą za tym, czego nie ma, a co potencjalnie otwarte w przestrzeni dawało mi możliwości?

Słowo możliwości, uzbrojone po czubek głowy, atakuje mój rozskądek, gdy po raz setny mam wielką ochotę na zamordowanie każdej ciężarnej kobiety. ( cenzura).
Moja wyobraźnia mi nie pomaga. Być może to jej ulubione zajęcia - wyobrażanie sobie ciągów zdarzeń. Ciągi nie są właściwie nieprawdopodobne.
Jedyne co zahacza o nieprawdopodobieństwo to ich liczba.
W życiu chodzi o to, że można mieć tylko jeden ciąg, co jest moją największą tragedią.
Polega to więc na nieustannym wybieraniu, decydowaniu i określaniu - prędzej czy później każdy określa jak wygląda jego ciąg.

(cenzura)
O jego szorstką, brązową brodę kaleczy się moja półżywa ostatnio wrażliwość.
I tylko ciągle nie wiadomo dlaczego, dostatecznie dobry nos przedstawia mi na siłę, brutalnie i jednoznacznie swój unikalny kod. Te linie papilarne stoją przeciwko mnie jak Tyler stoi przeciwko mojej mlecznej Muufince.
(cenzura)
I nie ma w tym niczego potencjalnego.
To jedyna rzecz, która dokonała się tutaj zupełnie na serio i zupełnie naprawdę.


Przypadek.


Wyprzedaż książek.
Wszystkie za 6.99.
Dużo ich.
Dylemat.
Nie wiem.
Co?
Nie wiem, co wybrać.
Czas mija.
Czasu nie mam.
"Wybierz najzabawniejsze nazwisko autora."
Maślanka.
- To jest najlepsze.
Mariusz Maślanka trafia w moje ręce, aby opowiedzieć mi historię o wyobrażaniu sobie życia.

Podoba mi się ta historia, choć nie tak bardzo jak historie Rudnickiego, bo Rudnicki jest taki gorzki, że bardziej gorzko po polsku nie pisze już nikt.

Czasami sobie na niego patrzę.
Jeśli nie przegapię kolejnego spotkania autorskiego w Domu Literatury to powiem mu, że wygląda dokładnie tak, jak pisze.



wtorek, 23 lipca 2013

Bóg tkwi w szczegółach.


Powiadam wam.

Woda w jeziorze.


Moja siostra.

Z Katolikiem zawsze miło.


Palić ogniska.

"Huśtaj mnie wysoko, do Saturna"

Maksymilian w akcji.

Karol i sztuka spadania.

A to Bu.

Bu od zawsze trzymała obie nogi na ziemi.

Istotnie.


Kucharzę.

"Ty podnoś, ja będę stękał"
Otto.

Jak odnaleźć zgubione jaskinie?

To zwierzę nazywa się pies. Pochodzi od wilczura.

Wizytacja TKTS w Palmiarni.
( Tajna Komisja Tajemniczej Spółki)

To nie ja.


To co innego.

Grotołazy.



Król Karol Pierwszy


Jak widać - w dzikich jaskiniach poziom mojego szczęścia niesłychanie wzrasta.

Pływają w zbożu.
Szukają kamieni.


Made by Aneta.


Tak przyrządza się glumzę.


Na polówce, przed filmem, zawsze reklamy.

Film się nazywał "broken". Polecam raz jeszcze.

To jest lampa gdzieś na Niciarnianej. Daleko od miejsca, gdzie powinnam wówczas być.


poniedziałek, 22 lipca 2013

Trudne rozmowy o miłości.

Bohaterowie:
Karol lat 3.
Maksiu lat 5 ( prawie).
Bu lat 18


M: Ale dlaczego Kudłaty miał takie serduszka?
B:  Jakie serduszka?
M: No dookoła głowy.
B: Bo się zakochał w Velmie.
M: A dlaczego się zakochał?
B: Musiał ją bardzo lubić.

( po chwili)
K: Ja się zakochałem w moim koledze z przedszkola.
B: Dlaczego?
K: Bo go bardzo lubię.

( Bu stara się sprostować)

B: Ale wiecie... nie wystarczy tylko lubić. Trzeba więcej niż lubić.
(cisza)
B: I jak się więcej niż lubi, to można mieć dziewczynę ( lub chłopaka), a potem wziąć z nią ślub. Będziecie mieć dziewczynę?
M K: Tak!
K: To znaczy nie. Ja będę miał psa.
B: Ale można mieć i psa, i dziewczynę.
K: A.

( po chwili)
K: To będę miał ciebie i twojego psa. 



sobota, 20 lipca 2013

Bottle it up

Dziewczynko, wydajesz się bardzo miła, ale jutro rano już mnie tutaj nie będzie.
Oszukali mnie raz, oszukali mnie znowu, chciałbym pójść do domu,
ale nie mam bladego pojęcia, gdzie powinienem szukać.
Jesteś bardzo słodka, gdy tańczysz przede mną.
Twoja niebieska sukienka wiruje tylko odrobinę później niż ty.
Wypluty z życia, zmęczony uczuciem spadania podjąłem decyzję, aby zagrać jeszcze raz.
Tym razem innymi kartami. Z doświadczeniem skrzywdzonego gracza.
Ugram co się da.
Masz włosy do ramion, falują się delikatnie, są brązowe. Próbuję dostrzec twoje oczy, ale tańcząc, zamazujesz przede mną swoje kolory. Czasami widzę kilka twoich piegów, na nosie i policzkach. Wszystko kręci się tak szybko, że przypominają mi rozsypaną mleczną, czekoladową posypkę.
Chcesz ze mną tańczyć? Podejdź, postawię ci jeszcze jednego drinka.
Wydajesz się bardzo miła, ale sama rozumiesz, za kilka godzin już mnie tutaj nie będzie.
Przyjemnie jest z tobą rozmawiać.
Mówisz coś o Davidzie Bowim. Świecą ci się oczy. Masz sympatyczny głos.
Trochę drży, gdy pytasz mnie o numer.
Podaję ci pierwszy lepszy do takiego kolegi, którego nie widziałem pół roku. W podstawówce dzielił się ze mną swoimi kanapkami. Raz czymś mu się odwdzięczę.
Masz takie niewinne spojrzenie. Pytam, czy wierzysz w przeznaczenie.
Mówisz, że nie.
Opowiadasz jakąś historię. Jest śmieszna. Śmiejemy się razem.
Dziewczynko, wydajesz się bardzo miła, ale jutro rano już mnie tutaj nie będzie.



wtorek, 16 lipca 2013

Zdegustowanie

Zdegustowanie ma kolor sraczkowaty.
Smakuje jak czekolada MilkChocolateLike.
Spróbuj dotknąć je palcem - surowe mięso.

Takie niebo, szare, bure.
Jest przygnębieniem. Z domieszką rozstroju żołądka.
Jest obrzydliwe.

Pamiętasz tego człowieka, który rzygał
wczoraj wieczorem

marazm

Rzygał w tramwaju, na ulicy, na chodniku.
Obrzygał cały świat

Zbutwiałe zdegustowanie.