będzie po maturach
będzie lato
będzie dużo słońca
będzie więcej czasu
będą góry
i będzie tak
czwartek, 27 lutego 2014
Wytrzęsło mnie z siebie.
Świat znika, zostają tylko wybrane przeze mnie fragmenty. Zostaje butelka, którą otwieram i zamykam. Otwieram i zamykam. Butelka wydaje przy tym dźwięk -wciąż taki sam. Skupiam się na tym dźwięku i na tej butelce, nie mogąc sobie pozwolić, by zniknął takt. Więc świat ogranicza się jedynie do tego taktu, moich palców, jej dźwięków. Nie ma kolorów, zapachów, nie ma kształtów. Szkoda, że nie można tak żyć zawsze, rozkładając rzeczywistość na części, by przeżywać ją mocniej. Siedzę i przeżywam. Ale nie powiem, że jestem szczęśliwa, bo przeżywanie się tak łatwo nie daje klasyfikować.
Światło. Nie.
Zgaś światło - mówię. I wtedy się wszystko pieprzy. Bo świat wyrasta od nowa, bo teraz widzę nie tylko tę osobę, której imienia nie znam, ale której twarz kojarzę i która wymusza na mnie myślenie, ale także cały ten pokój i wszystkie drobiazgi. A każdy ma kolor, każdy ma kształt i każdy coś do mnie mówi, podczas gdy ja sama zaczynam wydobywać z siebie dźwięki i czuć zapachy dziesiątek różnych perfum, które zostawione na płaszczach mieszają się z zapachem alkoholu i sałatek z majonezem. To wszystko atakuje mnie i moje zmysły, a ja nie jestem gotowa, boję się tego i chowam twarz w dłoniach, skulam się, uderzona rzeczywistością, której jest za dużo. Której nie sprostam. Która mnie paraliżuje.
Zgaś światło - mówię po raz kolejny. Mój głos jest błagany. Chyba jestem u jakiegoś kresu. Zaczynam się trząść. Osoba mnie obejmuje. Przytula. Odgarnia mi włosy z czoła. Pyta mnie o wiele rzeczy, a jej głos jest jak nóż, który mnie w środku rozpruwa i męczy i niszczy. Jest w porządku - mówię. I robię wszystko, by sprawiać wrażenie, że mówię prawdę. Podnoszę głowę, ukrytą w swoich kolanach i wysilając się na ten gest, ponad ludzką siłę, patrzę temu człowiekowi w oczy i mówię, że czuję się dobrze, ale chciałabym być tutaj sama. W ciemności.
Chowam się potem od nowa. Moje ciało trzęsie się tak mocno, że zaczynam się obawiać, że nie należy już do mnie. Że staliśmy się teraz oddzielni. Wytrzęsło mnie z siebie.
Pojawiają się kolejni ludzie. Znajduję swój sposób na tę historię. Zawsze trzeba znajdować sposoby, żeby nie umrzeć. A ja przecież umieram z powodu swojej wyostrzonej percepcji. Mówią do mnie. Dotykają mnie. Chyba nawet się kłócą. Wszyscy są jednak pijani i śmierdzą. Kompletnie mnie nie obchodzą, bo skupiam się teraz na swoim drżeniu. To drżenie także ma rytm. Powracam do rytmu i jestem w tym rytmie. Jestem w rytmie. Zostanę w rytmie. Jestem rytmem.
Ktoś mnie podnosi z podłogi i kładzie na łóżku pełnym płaszczy. Ktoś inny przykrywa mnie kilkoma innymi płaszczami. Zdążam podkulić nogi.
- Dziękuję - mówię, bo jakaś świadoma część mnie, przypomina sobie, że wypada tak mówić, gdy inni ludzie, robią dla mnie coś dobrego. A nawet gdy tylko im się wydaje, że to dla mnie dobre.
Wychodzą. Zgaszają światło. Zamykają drzwi. Muzyka cichnie. Świat cichnie i niknie. Znowu nie ma zapachów. Nie ma kolorów. Nie ma kształtów. Teraz będę sobie drżeć i myśleć o drżeniu jako o najciekawszej zagadce całego wszechświata. Będę tak mocno w tym siedzieć, aż pojmę to drżenie i zamienię się w wiedzę. Uniosę się. Wiedza musi być wyjątkowo lekka, by potrafić latać. Poszybuję nad niebem tych ludzi z ustami pełnymi wódki i majonezu. Patrzcie na mnie! Jestem wiedzą! Latającą wiedzą.
Choć oczywiście, wcale temu zaprzeczyć nie mogę, istnieje spore prawdopodobieństwo, że zanim się oderwę od ziemi chociażby odrobinę, to niespodziewanie zmartwychwstanę i będę musiała żyć od nowa. A wtedy wyjdę z tych płaszczy, poprawię sobie włosy i zapytam tych ludzi, czy mi dadzą fajkę. Dadzą mi. I porozmawiamy o sobie. Bo o czym innym można rozmawiać?
Światło. Nie.
Zgaś światło - mówię. I wtedy się wszystko pieprzy. Bo świat wyrasta od nowa, bo teraz widzę nie tylko tę osobę, której imienia nie znam, ale której twarz kojarzę i która wymusza na mnie myślenie, ale także cały ten pokój i wszystkie drobiazgi. A każdy ma kolor, każdy ma kształt i każdy coś do mnie mówi, podczas gdy ja sama zaczynam wydobywać z siebie dźwięki i czuć zapachy dziesiątek różnych perfum, które zostawione na płaszczach mieszają się z zapachem alkoholu i sałatek z majonezem. To wszystko atakuje mnie i moje zmysły, a ja nie jestem gotowa, boję się tego i chowam twarz w dłoniach, skulam się, uderzona rzeczywistością, której jest za dużo. Której nie sprostam. Która mnie paraliżuje.
Zgaś światło - mówię po raz kolejny. Mój głos jest błagany. Chyba jestem u jakiegoś kresu. Zaczynam się trząść. Osoba mnie obejmuje. Przytula. Odgarnia mi włosy z czoła. Pyta mnie o wiele rzeczy, a jej głos jest jak nóż, który mnie w środku rozpruwa i męczy i niszczy. Jest w porządku - mówię. I robię wszystko, by sprawiać wrażenie, że mówię prawdę. Podnoszę głowę, ukrytą w swoich kolanach i wysilając się na ten gest, ponad ludzką siłę, patrzę temu człowiekowi w oczy i mówię, że czuję się dobrze, ale chciałabym być tutaj sama. W ciemności.
Chowam się potem od nowa. Moje ciało trzęsie się tak mocno, że zaczynam się obawiać, że nie należy już do mnie. Że staliśmy się teraz oddzielni. Wytrzęsło mnie z siebie.
Pojawiają się kolejni ludzie. Znajduję swój sposób na tę historię. Zawsze trzeba znajdować sposoby, żeby nie umrzeć. A ja przecież umieram z powodu swojej wyostrzonej percepcji. Mówią do mnie. Dotykają mnie. Chyba nawet się kłócą. Wszyscy są jednak pijani i śmierdzą. Kompletnie mnie nie obchodzą, bo skupiam się teraz na swoim drżeniu. To drżenie także ma rytm. Powracam do rytmu i jestem w tym rytmie. Jestem w rytmie. Zostanę w rytmie. Jestem rytmem.
Ktoś mnie podnosi z podłogi i kładzie na łóżku pełnym płaszczy. Ktoś inny przykrywa mnie kilkoma innymi płaszczami. Zdążam podkulić nogi.
- Dziękuję - mówię, bo jakaś świadoma część mnie, przypomina sobie, że wypada tak mówić, gdy inni ludzie, robią dla mnie coś dobrego. A nawet gdy tylko im się wydaje, że to dla mnie dobre.
Wychodzą. Zgaszają światło. Zamykają drzwi. Muzyka cichnie. Świat cichnie i niknie. Znowu nie ma zapachów. Nie ma kolorów. Nie ma kształtów. Teraz będę sobie drżeć i myśleć o drżeniu jako o najciekawszej zagadce całego wszechświata. Będę tak mocno w tym siedzieć, aż pojmę to drżenie i zamienię się w wiedzę. Uniosę się. Wiedza musi być wyjątkowo lekka, by potrafić latać. Poszybuję nad niebem tych ludzi z ustami pełnymi wódki i majonezu. Patrzcie na mnie! Jestem wiedzą! Latającą wiedzą.
Choć oczywiście, wcale temu zaprzeczyć nie mogę, istnieje spore prawdopodobieństwo, że zanim się oderwę od ziemi chociażby odrobinę, to niespodziewanie zmartwychwstanę i będę musiała żyć od nowa. A wtedy wyjdę z tych płaszczy, poprawię sobie włosy i zapytam tych ludzi, czy mi dadzą fajkę. Dadzą mi. I porozmawiamy o sobie. Bo o czym innym można rozmawiać?
piątek, 21 lutego 2014
Bu stoi przed drzwiami na Paper Street.
- Ty jesteś za wysoka!
Nie wpuścisz mnie. Nawet gdybym zrezygnowała z biegania na bieżni. Po pięć kilometrów. Nawet gdybym wyrzuciła wszystkie książki z ładnymi okładkami. Nawet gdybym zrezygnowała z pisania swojego uroczego pamiętnika. Nawet gdybym przestała malować sobie paznokcie Odżywką-Serum 9w1 i nie wydawała tyle pieniędzy na podkład, żeby się nie błyszczeć. Nie wpuściłbyś mnie nawet wtedy, gdybym ci powiedziała, że oleję maturę i wyruszę na zachód.
- Jesteś za młoda!
Nie wpuścisz mnie nawet wtedy, gdy rozpocznę Wielką Wojnę albo Wielki Kryzys. Mam wrażenie, że nie wpuścisz mnie nawet, gdy powiem, że to ja jestem współodpowiedzialna za krew na Ukrainie.
- Jesteś za gruba!
Nie wpuścisz mnie do środka, nawet jeśli powiem ci, że bycie twoją Kosmiczną Małpą to największy cel mojego gównianego życia. Że tańczę sobie sama, na dachu stodoły, jak prawdziwa zagubiona Kosmiczna Małpa. I że kupię sobie czarną koszulkę.
- Jesteś kurwa zbyt blond!
Nie wpuścisz mnie, jeśli obiecam że w pewnym momencie będę na tyle mądra, by zrozumieć, że nie jestem unikalnym płatkiem śniegu, tylko gnijącą materią organiczną. Kupą kompostu.
- Marnujesz mój czas!
Nie wpuścisz mnie. Nie mam wtyków w New York Timesie. Właściwie nigdzie nie mam wtyków, ale jestem bardzo zdeterminowana. Zabiłabym pandę. Zmieniłabym płeć.
To szaleństwo!
Ja pierdolę.
Otworzył.
Tak, mam na swój pogrzeb.
czwartek, 20 lutego 2014
Kto to jest?
Pierwszy w historii konkurs na blogu Bu i Marka.
Są dwa pytania.
1. Kim jest ta postać?
2. Do czego służy przedmiot trzymany w lewej ręce owej postaci?
Osoba, która pierwsza odpowie na pytanie numer jeden otrzymuje całe opakowanie cukierków
witaminowych typu C.
Osoba, która pierwsza odpowie na pytanie numer dwa otrzymuje trzy opakowania cukierków witaminowych typu C.
Oto i postać:
Są dwa pytania.
1. Kim jest ta postać?
2. Do czego służy przedmiot trzymany w lewej ręce owej postaci?
Osoba, która pierwsza odpowie na pytanie numer jeden otrzymuje całe opakowanie cukierków
witaminowych typu C.
Osoba, która pierwsza odpowie na pytanie numer dwa otrzymuje trzy opakowania cukierków witaminowych typu C.
Oto i postać:
WOLNOŚĆ DLA UKRAINY
Wiktor Janukowycz
ul. Bankowa 11
252 008 Kijów
Ukraina
Szanowny Panie Prezydencie,
Od początku protestów EuroMajdanu demonstranci spotykali się z nieproporcjonalnym i nadmiernym użyciem siły przez milicję. Razem ze stosowaniem tortur i innych metod znęcania się nad ludźmi w więzieniach i aresztach stanowi to poważne naruszenie podstawowych praw człowieka.
Podczas protestów w Kijowie były ofiary śmiertelne, w tym na skutek ran postrzałowych. Setki osób biorących udział w protestach są w trakcie leczenia ran spowodowanych użyciem granatów ogłuszających i gumowych kul. Wśród rannych znalazły się dziesiątki dziennikarzy, a nawet lekarze-ochotnicy.
Niezliczone nadużycia funkcjonariuszy ukraińskiej milicji można ujrzeć na filmach wideo. Jeden z nich, z 23 stycznia, ukazuje funkcjonariuszy rozbierających, bijących i upokarzających jednego z demonstrantów. Inne nagranie ukazuje co najmniej trzech funkcjonariuszy Berkutu bezlitośnie bijących co najmniej dwóch demonstrantów na kolumnadzie stadionu Dynamo w Kijowie.
Wzywamy Ukraiński rząd do:
- publicznego i stanowczego potępienia nadmiernego użycia siły, stosowania tortur i innych metod znęcania się przez funkcjonariuszy służb porządkowych,
- zapewnienia niezwłocznego, skutecznego i niezależnego przeprowadzenia śledztw w sprawie wszystkich zarzutów niepotrzebnego i nadmiernego użycia siły przez funkcjonariuszy podczas demonstracji EuroMajdanu,
- zagwarantowania, że winni tych nadużyć poniosą odpowiedzialność w postępowaniu karnym lub dyscyplinarnym,
- niezwłocznego ustanowienia skutecznego i niezależnego mechanizmu do zbadania wszystkich skarg na nadużycie siły, tortury i złe traktowanie z rąk ukraińskich funkcjonariuszy.
Z poważaniem
Bu Kaczmarek
ul. Bankowa 11
252 008 Kijów
Ukraina
Szanowny Panie Prezydencie,
Od początku protestów EuroMajdanu demonstranci spotykali się z nieproporcjonalnym i nadmiernym użyciem siły przez milicję. Razem ze stosowaniem tortur i innych metod znęcania się nad ludźmi w więzieniach i aresztach stanowi to poważne naruszenie podstawowych praw człowieka.
Podczas protestów w Kijowie były ofiary śmiertelne, w tym na skutek ran postrzałowych. Setki osób biorących udział w protestach są w trakcie leczenia ran spowodowanych użyciem granatów ogłuszających i gumowych kul. Wśród rannych znalazły się dziesiątki dziennikarzy, a nawet lekarze-ochotnicy.
Niezliczone nadużycia funkcjonariuszy ukraińskiej milicji można ujrzeć na filmach wideo. Jeden z nich, z 23 stycznia, ukazuje funkcjonariuszy rozbierających, bijących i upokarzających jednego z demonstrantów. Inne nagranie ukazuje co najmniej trzech funkcjonariuszy Berkutu bezlitośnie bijących co najmniej dwóch demonstrantów na kolumnadzie stadionu Dynamo w Kijowie.
Wzywamy Ukraiński rząd do:
- publicznego i stanowczego potępienia nadmiernego użycia siły, stosowania tortur i innych metod znęcania się przez funkcjonariuszy służb porządkowych,
- zapewnienia niezwłocznego, skutecznego i niezależnego przeprowadzenia śledztw w sprawie wszystkich zarzutów niepotrzebnego i nadmiernego użycia siły przez funkcjonariuszy podczas demonstracji EuroMajdanu,
- zagwarantowania, że winni tych nadużyć poniosą odpowiedzialność w postępowaniu karnym lub dyscyplinarnym,
- niezwłocznego ustanowienia skutecznego i niezależnego mechanizmu do zbadania wszystkich skarg na nadużycie siły, tortury i złe traktowanie z rąk ukraińskich funkcjonariuszy.
Z poważaniem
Bu Kaczmarek
czwartek, 6 lutego 2014
O dupie marynie
Jak chce mi się płakać, to myślę tak
wejdę na fejsa, napiszę do kogoś, wtedy mi przejdzie
W takich sytuacjach na szczęście nikogo tam nie ma.
Wtedy chce mi się płakać jeszcze bardziej, bo sobie myślę, że gdyby ktoś był
to był mu powiedziała w zajebiście dobranych słowach o swoim smutku
a wtedy on odpowiedziałby mi w jeszcze lepiej zajebiście dobranych słowach, dlaczego wcale nie
i byłoby dobrze.
Oczywiście później zdam sobie sprawę, że to dobrze, że nikogo nie było, bo gdyby ktoś był
to skończyłoby się to bardzo źle, a raczej tak jak zawsze czyli słabo.
Ale to nie zmienia faktu, że chce mi się płakać podwójnie teraz już z dodatkowego powodu.
Skupiam się na swoim nieszczęściu tak mocno, że właściwie ten ostatni powód zajmuje mi całą przestrzeń życiową i zapominam, dlaczego chce mi się płakać.
Wtedy jestem na siebie zła, bo pewnie nic nie robię, tylko się na siebie denerwuję i żalę
A przecież trzeba być twardym i silnym i chodzić z ciężkim plecakiem po dzikich górach, a ja zamiast chodzić, to siedzę i to w dodatku z chęcią płakania i użalania się.
Z tym że oczywiście nie ma komu.
Jak już się w to wpadnie, to nie można wyjść.
Ale ja jestem niezła. Ja potrafię.
Idę po książkę, starą książkę z miłosnymi wierszami różnych polskich poetów i poetek.
Czytam ją tylko w takich momentach.
Autor podzielił te wiersze na Ewę i Adama.
Części od Ewy piszą kobiety, a części Adama mężczyźni, żeby było spokojnie i żeby żadnej
nie daj boże gender ideologii nikt nie zarzucił.
Mało tego podziału na Ewę i Adama, jest jeszcze podział stron. Bo strony się dzielą na polskie i niemieckie. I po prawej jest zawsze tłumaczenie niemieckie.
( Krzysztof stwierdził, że niemiecki brzmi, jakby ktoś bardzo chciał wybudować jakiś most.)
Więc czytam sobie po niemiecku te miłosne, polskie wiersze,
I to jest właśnie moment, w którym odechciewa mi się płakać i mam ochotę iść coś zjeść.
Dzień już do końca będzie bezproduktywny, ale tyle z tego, że chociaż na sucho.
Ktoś mi ostatnio powiedział, że mam łeb żeby pojąć świat
a mnie jak na złość obchodzi tylko, kto paznokcie której ręki obcina jako pierwsze.
To miała być wrzuta, ale właściwie, nawet mi się podoba.
Nie ma to jak dobra wrzuta.
I w ten oto sposób dodałam post kompletnie całkowicie o niczym.
Zmarnowaliście trzy minuty swojego życia
na pocieszenie - ja żeby go napisać, trochę więcej.
Ps. Wpadł mi pendrajw do publicznego kibla w Echo.
Wyciągnęłam.
wejdę na fejsa, napiszę do kogoś, wtedy mi przejdzie
W takich sytuacjach na szczęście nikogo tam nie ma.
Wtedy chce mi się płakać jeszcze bardziej, bo sobie myślę, że gdyby ktoś był
to był mu powiedziała w zajebiście dobranych słowach o swoim smutku
a wtedy on odpowiedziałby mi w jeszcze lepiej zajebiście dobranych słowach, dlaczego wcale nie
i byłoby dobrze.
Oczywiście później zdam sobie sprawę, że to dobrze, że nikogo nie było, bo gdyby ktoś był
to skończyłoby się to bardzo źle, a raczej tak jak zawsze czyli słabo.
Ale to nie zmienia faktu, że chce mi się płakać podwójnie teraz już z dodatkowego powodu.
Skupiam się na swoim nieszczęściu tak mocno, że właściwie ten ostatni powód zajmuje mi całą przestrzeń życiową i zapominam, dlaczego chce mi się płakać.
Wtedy jestem na siebie zła, bo pewnie nic nie robię, tylko się na siebie denerwuję i żalę
A przecież trzeba być twardym i silnym i chodzić z ciężkim plecakiem po dzikich górach, a ja zamiast chodzić, to siedzę i to w dodatku z chęcią płakania i użalania się.
Z tym że oczywiście nie ma komu.
Jak już się w to wpadnie, to nie można wyjść.
Ale ja jestem niezła. Ja potrafię.
Idę po książkę, starą książkę z miłosnymi wierszami różnych polskich poetów i poetek.
Czytam ją tylko w takich momentach.
Autor podzielił te wiersze na Ewę i Adama.
Części od Ewy piszą kobiety, a części Adama mężczyźni, żeby było spokojnie i żeby żadnej
nie daj boże gender ideologii nikt nie zarzucił.
Mało tego podziału na Ewę i Adama, jest jeszcze podział stron. Bo strony się dzielą na polskie i niemieckie. I po prawej jest zawsze tłumaczenie niemieckie.
( Krzysztof stwierdził, że niemiecki brzmi, jakby ktoś bardzo chciał wybudować jakiś most.)
Więc czytam sobie po niemiecku te miłosne, polskie wiersze,
I to jest właśnie moment, w którym odechciewa mi się płakać i mam ochotę iść coś zjeść.
Dzień już do końca będzie bezproduktywny, ale tyle z tego, że chociaż na sucho.
Ktoś mi ostatnio powiedział, że mam łeb żeby pojąć świat
a mnie jak na złość obchodzi tylko, kto paznokcie której ręki obcina jako pierwsze.
To miała być wrzuta, ale właściwie, nawet mi się podoba.
Nie ma to jak dobra wrzuta.
I w ten oto sposób dodałam post kompletnie całkowicie o niczym.
Zmarnowaliście trzy minuty swojego życia
na pocieszenie - ja żeby go napisać, trochę więcej.
Ps. Wpadł mi pendrajw do publicznego kibla w Echo.
Wyciągnęłam.
wtorek, 4 lutego 2014
Gdy Marek i Bu, byli tylko Beatką...
- Papużka Panny Petroneli zgubiła piórko pewnej niedzieli... pewnej niedzieli, piórko zgubiła, panny Petroneli papużka miła!
Śpiewanie takiej uroczej piosenki nie pomogło, bo Aneta K. zwana inaczej siostrą Beatki zwanej dzisiaj Bu i Marek zabraniała oglądać tej bajki:
I to ze względu na wymiona i na zadki, którymi rzucali z katapulty.
Aneta K. przełączała więc z Cartoon Network i Fox Kids na:
Co ostatecznie też było psychiczne, gdy się oglądało trzy godziny pod rząd.
Na szczęście Aneta K. polecała Beatce różne książki do czytania, więc zaraz po tym, jak się nauczyła samodzielnie czytać, przeczytała to:
Gdy napojona prozą mała dziewczynka poszukiwała siebie w poezji, Aneta K także okazała się pomocna i nauczyła Beatkę, wierszyka Kazimierza Przerwa-Tetmajera pt. "Evivva L'arte".
Co dziwnym zbiegiem okoliczności nie znalazło aplauzu wśród wychowawczyń w przedszkolu. Dlaczego, Aneta K nie wie.
Na szczęście, po trudnych eksperymentach z twórczością Młodej Polski, wieczorami nastawał czas rozrywki i wspólne oglądanie:
Gdzie Rabczewską mimo wszystko przebijała Edyta Robocień. Była najlepsza.
Na szczęście czasy się zmieniały, Beatka rosła. Przyszedł czas na seriale. Wygrał ten, głownie dlatego bo Aneta K robiła wtedy dziewczynce masaż głowy stopami.
Jeśli ktoś myśli, że Aneta K. zapominała o sztuce filmowej, może pozostać spokojny!
Beatka została zaznajomiona z różnymi filmami. Głównie były to jednak:
Lub też:
Oprócz kulturalnych doświadczeń, Beatka miała również okazję zobaczyć, że życie jest ciężkie i usłane różnymi przeciwnościami. Aneta K bowiem w czasach liceum bardzo często piła:
I to z gwinta.
Aneta K. przyczyniła się także do rozwoju kreatywności i wyobraźni u Beatki opowiadając jej ze szczegółami wszystkie swoje sny. Większość była o:
Aneta K. przyczyniła się także do rozwoju kreatywności i wyobraźni u Beatki opowiadając jej ze szczegółami wszystkie swoje sny. Większość była o:
Gdy Beatka poszła do szkoły, Aneta K nie zawahała się ingerować także w życie towarzyskie swojej siostry, przekonując ją, że. " W życiu każdej dziewczynki następuje czas, na pójście z chłopcem do kina". Ofiarą tej propagandy został Igor. Igor na szczęście się zgodził. Nie zgodzili się za to rodzice Anety K.
Zgodnie z myślą pedagogiczną ze starożytnej Grecji, gdzie ważne było zachowanie równowagi pomiędzy wychowaniem fizycznym i duchowym, Aneta K prowadziła intensywne ćwiczenia, każąc Beatce bez przerwy pedałować. A odpoczynki miały być przy następnym
Niestety nigdy nie były.
Nad dziewczynką znęcano się także w inny sposób, każąc jej grać w
Z tego powodu Aneta K wybudowała kort zaraz za domem.
Tak więc jeżeli ktoś się zastanawia, dlaczego Beatka nie jest normalną Beatką tylko Bu i Markiem, wszelkie skargi i zażalenia proszę kierować pod adres Anety K. Email: aktena_k@tlen.pl
Cztery tragedie.
W szkole podstawowej numer czterdzieści cztery rozegrały się cztery tragedie, w pewien zwyczajny, nudny poniedziałek.
Pierwsza tragedia była przez kaszę, którą wyrzygał Maciuś, bo nie lubił gryczanej, ale pani powiedziała, że jeśli nie zje, to nie pójdzie grać w piłkę.
To było mniej więcej wtedy, kiedy na dworze robi się na tyle ciepło, że na zajęcia z wychowania fizycznego nauczyciele zabierają dzieci na dwór.
Maciuś nie mógł znieść tej przerażającej wizji siedzenia w świetlicy, podczas gdy jego koledzy kopią piłkę na zewnątrz, więc jadł na siłę. I dlatego zwymiotował wszystko, razem z litrem coca coli i dziesięcioma kwaśnymi cukierkami, które zjadł, bo się założył z kolegą, że zje.
Druga tragedia wydarzyła się przez Zosię, która się całowała w bibliotece. Zosię w bibliotece nakryła Beatka. Obie były w drugiej klasie, dokładnie w drugiej d jak debile, dlatego wielu się przepisało. Na przykład do c, ale tych z c nazywano cykorami, co już było lepsze od debili.
- Całujecie się z języczkiem? - zapytała zawstydzona do granic swoich ośmioletnich możliwości.
Chłopak uciekł z biblioteki przez okno i złamał przy tym swoją lewą nogę. Zosia płakała z tego powodu. Albo z powodu wstydu za to całowanie.
Oprócz Zosi i chłopaka bez nogi, a raczej z nogą, tylko że złamaną w szkole podstawowej numer czterdzieści cztery była także inna para. Bartek i Ola. Ola nie lubiła Bartka, bo nosił szelki i miał mopsa, który się kiedyś zsikał na jej rower. Bartek za to kochał z całego serca Olę i był w stanie zrobić dla niej wszystko.
- Wszystko? - zapytała Ola, bo lubiła, gdy ktoś się dla niej poświęcał.
- Tak, wszystko - odpowiedział Bartek, bo był nad wyraz męski, mimo tych swoich szelek i rudych włosów.
- Musisz zjeść te biedronki - powiedziała zuchwale, pełna żądzy krwi.
Więc Bartek wziął z zamkniętych dłoni Oli siedem małych biedronek i wszystkie włożył do buzi.
Cisza zapanowała na świecie, gdy je gryzł i gdy potem otworzył usta, by jej pokazać, że zjadł. Za siekaczem wystawał kawałek czerwonego skrzydła.
- Jesteś obrzydliwy! - rozpłakała się Ola i wśród swojej wielkiej histerii pobiegła do środka, żeby o Bartku zapomnieć i nie mieć z nim nic wspólnego.
Bartek został sam, razem z siedmioma morderstwami, jakich dokonał w imię swojej wielkiej miłości.
Znowu na huśtawkach bujały się na zmianę dziewczyny z drugiej a. Do każdej huśtawki były kolejki, które trzeba było zaklepywać, z tym że najdłuższa była do huśtawki z opony, bo na niej można się było huśtać najfajniej. Na tej oponie siedziała wówczas Emilka, która miała ładny warkoczyk i lalkę. Co stało się obiektem zazdrości i nikt jej tego dnia specjalnie nie lubił. Patrycja miała zły dzień, bo dostała jedynkę za wypracowanie, mimo że napisała o koniach, a konie lubiła najbardziej na świecie. I to ona zdecydowała się zemścić na Emilce pierwsza, zdradzając wszystkim pewien sekret, który wśród dziewczyn z jej paczki nie wywarł takiego wielkiego zdziwienia, bo kumplując się z Patrycją, każdy już wiedział, co się dzieje na świecie, jaka jest prawda i co to znaczy sexshop.
- Pan Bóg nie istnieje. A Jezus był oszustem.
- A właśnie, że istnieje! - sprzeciwiła się gorączkowo Emilka.
- Nie istnieje. Powiedział mi to wujek. A mój wujek zawsze mówi prawdę.
Wujek Patrycji miał dwadzieścia lat i był symbolem bycia fajnym. Wiedział wszystko o grach, kreskówkach, miłości, zwierzętach, komputerach i życiu. Gdy ktoś czegoś nie wiedział, albo potrzebował informacji ze świata dorosłych, szedł wtedy do Patrycji, wciskał jej paczkę różowych gum orbit, z których robi się najlepsze balony i mówił "zapytaj wujka o". Wszyscy wierzyli wujkowi Patrycji.
Emilka płakała długo i żałośnie, dopóki nie usłyszała tego pani woźna i nie powiedziała jej, żeby się wzięła w garść, bo brzydko wygląda, gdy płacze.
Pierwsza tragedia była przez kaszę, którą wyrzygał Maciuś, bo nie lubił gryczanej, ale pani powiedziała, że jeśli nie zje, to nie pójdzie grać w piłkę.
To było mniej więcej wtedy, kiedy na dworze robi się na tyle ciepło, że na zajęcia z wychowania fizycznego nauczyciele zabierają dzieci na dwór.
Maciuś nie mógł znieść tej przerażającej wizji siedzenia w świetlicy, podczas gdy jego koledzy kopią piłkę na zewnątrz, więc jadł na siłę. I dlatego zwymiotował wszystko, razem z litrem coca coli i dziesięcioma kwaśnymi cukierkami, które zjadł, bo się założył z kolegą, że zje.
Druga tragedia wydarzyła się przez Zosię, która się całowała w bibliotece. Zosię w bibliotece nakryła Beatka. Obie były w drugiej klasie, dokładnie w drugiej d jak debile, dlatego wielu się przepisało. Na przykład do c, ale tych z c nazywano cykorami, co już było lepsze od debili.
- Całujecie się z języczkiem? - zapytała zawstydzona do granic swoich ośmioletnich możliwości.
Chłopak uciekł z biblioteki przez okno i złamał przy tym swoją lewą nogę. Zosia płakała z tego powodu. Albo z powodu wstydu za to całowanie.
Oprócz Zosi i chłopaka bez nogi, a raczej z nogą, tylko że złamaną w szkole podstawowej numer czterdzieści cztery była także inna para. Bartek i Ola. Ola nie lubiła Bartka, bo nosił szelki i miał mopsa, który się kiedyś zsikał na jej rower. Bartek za to kochał z całego serca Olę i był w stanie zrobić dla niej wszystko.
- Wszystko? - zapytała Ola, bo lubiła, gdy ktoś się dla niej poświęcał.
- Tak, wszystko - odpowiedział Bartek, bo był nad wyraz męski, mimo tych swoich szelek i rudych włosów.
- Musisz zjeść te biedronki - powiedziała zuchwale, pełna żądzy krwi.
Więc Bartek wziął z zamkniętych dłoni Oli siedem małych biedronek i wszystkie włożył do buzi.
Cisza zapanowała na świecie, gdy je gryzł i gdy potem otworzył usta, by jej pokazać, że zjadł. Za siekaczem wystawał kawałek czerwonego skrzydła.
- Jesteś obrzydliwy! - rozpłakała się Ola i wśród swojej wielkiej histerii pobiegła do środka, żeby o Bartku zapomnieć i nie mieć z nim nic wspólnego.
Bartek został sam, razem z siedmioma morderstwami, jakich dokonał w imię swojej wielkiej miłości.
Znowu na huśtawkach bujały się na zmianę dziewczyny z drugiej a. Do każdej huśtawki były kolejki, które trzeba było zaklepywać, z tym że najdłuższa była do huśtawki z opony, bo na niej można się było huśtać najfajniej. Na tej oponie siedziała wówczas Emilka, która miała ładny warkoczyk i lalkę. Co stało się obiektem zazdrości i nikt jej tego dnia specjalnie nie lubił. Patrycja miała zły dzień, bo dostała jedynkę za wypracowanie, mimo że napisała o koniach, a konie lubiła najbardziej na świecie. I to ona zdecydowała się zemścić na Emilce pierwsza, zdradzając wszystkim pewien sekret, który wśród dziewczyn z jej paczki nie wywarł takiego wielkiego zdziwienia, bo kumplując się z Patrycją, każdy już wiedział, co się dzieje na świecie, jaka jest prawda i co to znaczy sexshop.
- Pan Bóg nie istnieje. A Jezus był oszustem.
- A właśnie, że istnieje! - sprzeciwiła się gorączkowo Emilka.
- Nie istnieje. Powiedział mi to wujek. A mój wujek zawsze mówi prawdę.
Wujek Patrycji miał dwadzieścia lat i był symbolem bycia fajnym. Wiedział wszystko o grach, kreskówkach, miłości, zwierzętach, komputerach i życiu. Gdy ktoś czegoś nie wiedział, albo potrzebował informacji ze świata dorosłych, szedł wtedy do Patrycji, wciskał jej paczkę różowych gum orbit, z których robi się najlepsze balony i mówił "zapytaj wujka o". Wszyscy wierzyli wujkowi Patrycji.
Emilka płakała długo i żałośnie, dopóki nie usłyszała tego pani woźna i nie powiedziała jej, żeby się wzięła w garść, bo brzydko wygląda, gdy płacze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)