wtorek, 8 października 2013

Bardzo.

Dziwny czas.

Lucy powiedział, że wyglądam jak stewardessa i śmierdzę  pachnę keczupem.
Kościół w Kazimierzu jest sympatyczny. Jak wygląda ten w Lutomiersku nie wiem nadal.
Zrobiłam coś, co planowałam zrobić przez ostatnie pięć lat.
Nie powiem nikomu, co to było.
Trochę się w końcu uczę. Głównie historii.
Próbuję pisać. Piszę opowiadania. Ale cały czas albo o śmierci, albo o miłości.
Więc nie wstawiam.
Niedługo jadę do Amsterdamu, nie mogę się doczekać.
Zrobiłam sobie taki bekon, co go na filmach amerykańskich robią.
Ładny był.
Zauważyłam, że są ludzie, którzy uważają mnie za bardziej uduchowioną niż jestem.
Moje uduchowienie wyraża się tymczasowo w braku uduchowienia.
To nie jest bardzo skomplikowane.
Ludzie z Egiptu dzwonią nadal. Taki jeden pisze mi nawet codziennie na fejsie, że na mnie czeka i żebyśmy się pobrali.
Odpisałam mu, że jedyne co mogę z nim mieć, to rozwód, ale nie zrozumiał.
Bardzo się czułam szczęśliwa, gdy włożyłam, samochodowi moich rodziców, pendriva w jakąś część ciała, na co zareagował dosyć emocjonalnie, puszczając mi bardzo głośno rozśpiewanego, roztańczonego Alexandra z Magnetic Zeroes ( a  Tyler siedział na siedzeniu obok). Jechałam sobie sama                             ( Tylera nie wliczam) wielkim autem z niesamowitą muzyką przed siebie i było mi bardziej niż dobrze.
Chciałabym pojechać w wielką trasę.
To jest takie niesprawiedliwe, że człowiek musi umierać.
Nienawidzę pogrzebów.
Lucy mówi, że małe dzieci wyglądają jak dorośli na kwasie.
A ja mu mówię, że jak go piorun uderzy, to mu się zamek błyskawiczny w spodniach zespawa.
Mówi, że to nieprawda.
Chujnia.
Rysuję niebieskie jamniczki i rozdaję je za darmo w szkole.
Jeśli jesteś z mojej szkole i chciałbyś jamniczka, zgłoś się do mnie.
Lubię układać puzzle w parku.
Moi rodzice rozwiązują bardzo głośno krzyżówki.
To znaczy moja mama gra jak zwykle w Zumę, a tata ją pyta:
- Ptak Egipcjan?
- Ibis.
- Ibiz?
- Ibis.
- Co?
- IBIS!
- Trzeba było tak od razu.
Ja w tym czasie próbuję się skupić na logarytmach, bo muszę napisać poprawę.
Której nie napiszę.
Której nie napisałam.
Jak sobie pomyślę, jakim jestem gamoniem z matematyki, to czuję do siebie nawet coś w rodzaju litości.
Jakby ktoś chciał mi kupić prezent, to potrzebuję książkę "Piękni Przegrani" Cohena.
Dwanaście.
To moja nowa ulubiona liczba.
Niestety jestem na tyle głupia, że bardziej potrzebuję emocji niż wiedzy.
Kiedyś, jak już się uspokoję, to będę więcej czytać. I będę mądrzejsza.
Ale na razie biegam dookoła siebie, skaczę, szukam, przebieram. Wyglądam jak świr.
Kiedyś mi przejdzie.
Kiedyś musi mi przejść.
Zjadłabym coś.






1 komentarz:

  1. Lubię czytać twoje... przemyślenia. I dobrze się czyta.

    OdpowiedzUsuń