John Fitzgerald Kennedy zmarł w 1963 roku.
Nie w 1964 - jak uważa Radek.
W listopadzie.
Nie w kwietniu.
Ale całe szczęście że w Dallas.
Dallas łatwo zapamiętać, nikomu się nie myli.
Ciekawe, która śmierć pociągnęła za sobą więcej różnych hipotez. W Dallas czy w Smoleńsku.
A może ta na Gibraltarze?
Patryk Pierzchała jest teraz w Indiach. Przez to, że nie ma większych politycznych aspiracji, na szczęście nikt nie go nie zabija.
Jedzie rowerem z Bombaju na Goa.
Jak o tym myślę, wszystko co we mnie mieszka zakłada buty i wielkim tłumem prze do wyjścia.
Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze kilka miesięcy.
Udało mi się znaleźć partnera w podróż.
Nie zdradzę jeszcze z kim chciałabym pojechać, ale wygląda na to
że Niebieskie Oko Albanii stało się bardziej prawdziwe, niż kiedykolwiek wcześniej.
Najchętniej spędzałabym teraz czas w nieskończoność czytając o
mieście Gjirokastra z tysiącem schodów, Czarnogórze, Górach Przeklętych, Transylwanii, starówce Dubrownika, Plitwickich Jeziorach, Macedonii, bajkowym Mostarze...
Wszystko jest bardzo w porządku.
Na ferie zaplanowałam spore opowiadanie o podróżach.
Bo o czym innym mogłabym teraz pisać?
Ps. Słyszeliście, że na Mount Evereście są teraz straszne kolejki na szczyt?
Powoli robi się z tego gubałówka. Jak się ma pieniądze i się chce to właściwie każdy może "zaliczyć" ten ośmiotysięcznik. Choćby miejscowi mieliby tego kogoś wnieść na plecach.
Tak wygląda krajobraz Czarnogóry:
A ja w tej chwili wyglądam mniej więcej tak:
A jak wyglądał Kennedy wszyscy wiecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz