poniedziałek, 6 stycznia 2014

Prawda absolutna.

           Jestem Wielkim Kłamcą.
           Mam dużo pieniędzy. Wystarczająco, by przeżyć całe swoje życie w  komfortowych warunkach.
           Lubię jeździć autem. Jadę z miasta A do miasta B. Po drodze zabieram autostopowiczów.
           Czasami wyruszam tylko po to, by ich spotkać i podwieźć z miasta A do miasta, w którym chcą wysiąść. Wsiada taki człowiek, zdrowy, wesoły, pełny życia. Uśmiecha się do mnie. Więc ja też się do niego uśmiecham, ale na wszelki wypadek zakładam ciemne okulary. Żeby nie wyszło, że kłamię.
          Zazwyczaj pytają, gdzie jadę. Mówię, że pracuję. Że jadę z miasta A do miasta w którym on lub ona jedzie, bo mam spotkanie. W różnych sprawach, z różnymi ludźmi. Czasami są to nawet konferencje. Po moim garniturze stwierdzają, że mówię prawdę. Mam obsesję na punkcie pilnowania tego, by moje kłamstwa były nie do rozszyfrowania.
          Zazwyczaj nie jest to ani trochę trudne.
          Raz mam żonę. A raz się rozwiodłem. Raz mam syna, a raz córkę. Czasami po kilka na raz. W rzeczywistości nie mam nic. Nawet nie mam kota, bo kicham na koty.
         Często kłamię także odnośnie swoich poglądów i przekonań. Mówię na przykład że wierzę w Boga. W wielkie wniebowstąpienie. Albo że medytuję. Albo w reinkarnację. W rzeczywistości nie wierzę w nic.
          Autostopowicze uwielbiają takie tematy. O życiu, śmierci, planach i przyszłości. Jak pytają, odpowiadam bez zawahania. Udaję z miną pokerzysty, że w wakacje wybieram się na wschód. Indie, Tybet, te sprawy. A innym mówię, że ciekawią mnie kraje skandynawskie, że lubię ich surową pogodę i ostry klimat. Niektórzy kiwają głowami, gdy opowiadam z przejęciem o wielkich lasach Kanady. W rzeczywistości nie są to moje marzenia. Swoich nie mam wcale.
          Często podkreślam, że jestem spóźniony. Dodaję wtedy gazu i pędzimy sto pięćdziesiąt na godzinę. Wymieniają pomiędzy sobą spojrzenia albo machinalnie łapią się obręczy fotela.
          Gdy pędzimy wymijając po dwa, albo trzy auta na raz myślę o tym, że mogę spowodować wypadek. To mnie ratuje od tego smutku, któremu zaprzeczam, do którego się nie przyznaję, którego się boję. Czasami jakaś zła część mojej osoby mówi mi "stary, jesteś nikim". A wtedy jeszcze gorsza część odpowiada jej "nie prawda, jestem wielkim kłamcą".
          Ale gdy tak szybko jedziemy, nie zwalniając na zakrętach, na światłach, nigdzie. Najgorsza część mnie mówi mi, że wystarczy maleńki przypadek, by wypaść z gry. By roztrzaskać się na tysiące malutkich kawałków. I wtedy ja Wielki Kłamca i on Wielki Podróżnik z Dziewczyną, Ambicjami, Planami i Studiami staniemy się razem ogromnym, czerwonym, pustym Niczym. I to ja decyduję, że będzie miał te swoje ambicje, dziewczyny, plany i studia. I to tylko dzięki mnie może je teraz mieć. I jeżeli tylko mi się zachce, to wszystko to straci. Jestem jego panem, jego bogiem. Ja rządzę jego życiem. I gdy licznik pokazuje dwieście dochodzę. Serce zatrzymuje mi się w obłędzie. A potem bije jak szalone. Krew rozwala mi czaszkę. Pulsuję. Żyję. I nie ma w tym kłamstwa.
          To jedyna prawdziwa rzecz, jaką mogę doświadczać.



File:Henry David Thoreau.jpg

1 komentarz:

  1. Ty jesteś kłamcą, ja albatrosem. Nie wiem czemu kłamiesz, bo lubisz, bo musisz? Nevermind, podoba mi się w jaki sposób piszesz.

    OdpowiedzUsuń