Nowość. Koniec z narkolepsją. Rzucam sen. Bezsenność.
Budzisz się nigdzie. Wcale się nie budzisz.
Jak człowiek zacznie chodzić na studniówki, to nie może przestać.
Pijmy za maturę, za Justynę i za wszystkie pandy, żeby im się chciało więcej ruchać.
Biedne pandy na wymarciu.
Mam zwątpienie. Nie mam niczego ciekawego do powiedzenia.
Może tylko tyle, że śnił mi się sejm z 1652. Ten cały Sieciński go wtedy zerwał.
Pójdę na prawo. Pójdę na lewo. Pójdę na spacer.
Odkryję piękną stodołę. Co można robić w starej, przerażającej i opuszczonej stodole?
Kasia mówi, że jak się poleje pomidora keczupem to się go upokorzy.
Witajcie, wszystkie upokorzone pomidory.
Kolega z ładną brodą i ładną partnerką po drugiej stronie stołu pokazuje mi o pierwszej z minutami fragmenty swojej lirycznej prozy. Wena spotyka go po alkoholu i w tramwaju, więc zapisuje wszystko w telefonie. Wrażliwe dusze przelewają się teraz na iphony.
- Nieładne - mówię.
- Co? - pyta, bo BĘDZIE SIĘ DZIAŁO jest tak głośne, że mało co słychać.
- Mówię, że mi się nie podoba
- Słabe?
- No.
Kolega mówi, że przyjdzie na warsztaty literackie. I że wtedy mu zdradzę moje imię.
( Jest tyle ciekawych rzeczy do zdradzania, dlaczego akurat wszyscy chcą bym im zdradzała imię?)
Rano przypomina mi się, że jest wtedy spotkanie klubu scrabblistów.
Ale tyle jego, co sobie posiedzi w Domu Literatury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz