wtorek, 3 czerwca 2014

Użański Park Narodowy. Wyprawa na dziką Ukrainę.

Zacznę od tego, że moja relacja z wyprawy bardziej będzie przypominać subiektywne wspomnienia niż reportaż na którym można się opierać, planując trasę w tamte rejony. Rzucę jednak kilkoma spostrzeżeniami, które mogą się przydać, gdy ktoś planuje podobną trasę.

Ze strony technicznej mogę powiedzieć, że aktualnie trudność czerwonego szlaku prowadzącego przez Użański Park Narodowy na Ukrainie ( wschodnia część Bieszczadów) to coś pomiędzy "bardzo trudny" a "całkowicie nie do przejścia". Z powodu ogromnej wichury, która miała miejsce w tamtych rejonach 15 maja 2014 roku,  przewalone drzewa całkowicie uniemożliwiają wędrówkę. Wygląda to mniej więcej tak:



Szlak jest oznaczony w miarę dobrze, choć w wielu miejscach brakuje drogowskazów. Przydałyby się także oznaczenia na kamieniach w rejonach łąk i terenów bez drzew, bo z powodu małej ( żadnej?) ilości turystów nie można mówić o wydeptanych ścieżkach. O jakichkolwiek ścieżkach. Właściwie nikt tamtędy nie chodzi. 

O zapleczu turystycznym właściwie nie ma sensu pisać, gdyż takowe w ogóle nie istnieje. Po drodze spotkaliśmy jedno schronisko, znajduje się na wschód od szczytu Jawornik. Chata Klubu Czechosłowackich Turystów została wybudowana w 1936 roku. W tym czasie na terenie Rusi Podkarpackiej funkcjonowało 16 podobnych obiektów. Do dzisiejszych czasów przetrwał tylko ten jeden, znajduje się w rękach prywatnych, prowadzi go uroczy pustelnik, pan Misza. 

Z jednej strony Użański Park Narodowy to gwarancja dziewiczej natury, czystych terenów nietkniętych ludzkimi śmieciami i ludzką głupotą, z drugiej to tereny niedostępne i niebezpieczne. Gdzie nie ma kogo, zapytać o drogę. Posiadanie mapy i kompasu uważam za całkowicie niezbędne. 
Warto mieć ze sobą pożywienie na trzy, cztery dni - odległości od poszczególnych wiosek są czasami bardzo duże. 

Przydaje się trening w parku linowym, gdyż przechodzenie po powalonych drzewach z kilkunastokilogramowym plecakiem nie jest czynnością prostą. 


Natomiast nie mieliśmy problemów z odnalezieniem strumyków i dostępem do kryształowo czystej wody. 
Pomagała nam przy tym mapa wydawnictwa compass, w tego co mi wiadomo, jedyna wydana z tamtych obszarów. Nie zawiedliśmy się na niej. Szczegółowo o znakowaniu terenów Bieszczad Wschodnich można poczytać tutaj:

http://www.karpatywschodnie.pl/readarticle.php?article_id=78

Warto pamiętać, że sklepy w ukraińskich wioskach nie wyglądają jak sklepy w wioskach polskich. Kupienie takich produktów jak leki przeciwbólowe, plastry czy mleko czekoladowe to tylko marzenia. Zazwyczaj znajdują się tam tylko stare ciastka, margaryna, ziemniaki i sporo wódki.  Kantor można znaleźć tylko w miejscowości Wielkie Berezne. Warto zaopatrzyć się we wszystkie możliwe leki. Po drodze spotkaliśmy tylko dwie, słabo wyposażone apteki. 

Jeżeli jednak kochasz dziką przyrodę, nie straszne są Ci długie wędrówki wśród bukowych lasów, noclegi gdziekolwiek, picie zimnej wody ze strumienia zamiast coli z lodem, oraz spożywanie ryżu z kiełbasą zamiast schabowego z frytkami i trzema rodzajami surówek, Karpaty Wschodnie nie mogą Cię rozczarować. 

Jest to zdecydowanie ciekawa alternatywa dla wszystkich zmęczonych polskimi połoninami oraz tłumem wrzeszczących i śmiecących turystów nie mających pojęcia o zachowaniu się w górach. Połoniny na Ukrainie są tak samo piękne jak te w Polsce, a dodatkowo gwarantują ciszę, spokój i pustkę. Jest to niesamowite uczucie znaleźć się wysoko na szczycie gór, mieć pod sobą cały świat, a dookoła siebie ani jednej żywej duszy. Takie doświadczenie jest niezapomnianym przeżyciem.

Nie ma wiele tak dzikich miejsc na świecie. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz