czwartek, 11 lipca 2013

O tym, że zostałam nianią Maksia, Karolka i psa Tibora, który wkłada sobie moją rękę po łokieć do paszczy wielkiej jak lwa.

                                                                           *

- Kocham cię

Tak. Usłyszałam te słowa całkiem niedawno, bo wczoraj.

Wypowiadający je młodzieniec ma wielkie, brązowe oczy; jasne, długie włosy i właśnie siedzi na sedesie.
Mimo niesprzyjających warunków nie mam żadnych wątpliwości, że mówi prawdę.



                                                                          *

Wyprawa do zoo z dziećmi to zupełnie co innego niż z przyjacielem, albo ze znajomymi.
- Po co ona ma taką szyję?
- Dlaczego on ma taki guz na głowie?
- Co oni jedzą?
- Dlaczego oni to jedzą?
- Dlaczego ten chłopiec ma taką koszulkę jak ja?
- Jak się nazywa to zwierzę?
- A dlaczego ono się tak nazywa?
- Czy mogę tam pójść?
- Czy mogę lody?
- Czy mogę balonik?
- Czy mogę hot doga?
- Dlaczego nie mogę?
( I tak w nieskończoność)

 Po godzinie na placu zabaw, brudni od piasku, lodów, śliny i sierści kóz z mini zoo wracamy do domu tramwajem.
Czekamy na dziewiątkę w nieskończoność.
W końcu przyjeżdza. Ludzi dużo. Skąd tyle ludzi?
Znajduję miejsce dla chłopaków. Siadają obok siebie. Nic nie mówią.
Co? Dlaczego nic nie mówią?
Odpowiedz spada co chwila kilka centymetrów w dół.
To głowa Karolka tak spada, bo zasnął.
Chwytam głowę, a nawet nie tylko głowę, bo brzuszek, rączki i nóżki i wszystko i stoję ze śpiącym, przewieszonym przeze mnie - jak małpka - trzylatkiem.
Pani za nami wstaje, mówi, że ona wysiada, żebym usiadła, że ciężko być matką w dzisiejszych czasach.
Jaką znowu matką?
Czy ja wyglądam na matkę?
Siadamy z moją małpką. Małpka śpi, uśliniła się, ślina moczy mi prawe ramię, rączki na mojej szyi, oczka zamknięte, ludzie rozczuleni. Ja też.
Jedziemy dalej.
Maksiu z siedzenia obok nic nie mówi.
Dlaczego on nic nie mówi?
Odpowiedz uderza głową o szybę co kilka minut.
Co tu zrobić. Wyciągam lewą rękę przed siebie, podtrzymuję mu głowę. Śpi.
Jedziemy tak z pół godziny. Czy jest jeszcze jakaś część ciała, do której dopływa mi krew?
Matko Boska trzeba wysiadać.
Mam dwójkę śpiących dzieci.
Podnoszę się z małpką, ale pięciolatka już nie wezmę na ręce.
Płaczą. Dobrze, że udało się wyjść.
- Na rączki! - mówią do mnie zaspane buzie.
Szkoda, że nie jestem supermenem, mówię, przyznają mi rację, zastanawiamy się co by było, gdybym jednak była.
W ten sposób udaje nam się dojść do domu.
Podczas, gdy robię obiad, chłopaki oglądają bajkę.
Zapiekanka makaronowa z cukinią. Czy ktoś kiedyś widział taką?
Mam nadzieję, że będzie jadalna.
Smażę cukinię.
Przychodzi małpka.
- Mogę potrzymać cię za rękę?
- Możesz.
Jasne, że może, dlaczego miałby nie móc?
Po obiedzie próbuję namówić moich podopiecznych na czytanie bajki ( może zasną?)
Ale nic z tego.
Wychodzimy do ogrodu z domem. W ogrodzie basen.
Ubrania w powietrzu, dzieci w wodzie, moja ręka w paszczy psa.
Tibor mnie lubi. Natychmiast podaje mi łapę. Nie chcę twojej wielkiej łapy. Uśliniony pysk obciera się o moją koszulkę.
No dobra, już nic nie poradzę.
Czochram Tibora, Tibor zadowolony, przynosi mi piłkę, żeby mu porzucać.
Rzucam.
Dzieci szaleją.
Tyle w tej zapiekance było energii?
Dzwonek. Telefon. Daniel.

Daniel ojciec. Daniel mąż. Daniel chlebodawca.
Daniel ma fajne trampki. Lubię go.
Jego przyjazd oznacza mój wyjazd.
Ale nie tylko dlatego go lubię.
Lubię go jeszcze dlatego, bo dał mi parasolkę, mówiąc, że jest koniec świata.
- Może cię odwiozę, bo na dworze zaraz będzie koniec świata?
- Koniec świata? Nie, dam sobie radę.
- No dobrze, to weź chociaż to.
Moja broń przed apokalipsą jest pomarańczowa i rozkłada się jednym guzikiem.
To ci heca.

Dzieci marudzą.
Przyjdę do was jutro.
- Ale na pewno?
- Jasne, że tak.

Koniec. Jestem brudna i zmęczona.
Tymczasem nie wracam do domu, tylko idę podbijać świat.
To znaczy Łódź.
Polecam polówki i film Broken, jeśli ktoś nie był.

Odebrałam dowód.
Najgorzej, że gdy tym razem kupuję dla nas piwa, nikt nie chce go zobaczyć.
Cholera.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz