Zacznę od Marszu Równości. Powiem szczerze, że miałam pewne zastrzeżenia co do udziału w nim; głównie ze względu na to, że w ostatniej chwili sporej liczbie osób coś wypadło i trochę się bałam, że będę sama jak palec. Oczywiście obawy były nieuzasadnione, bo wśród tęczowych ludzi nie da się czuć samotnie. Wszyscy się do siebie uśmiechają, czujesz poczucie wspólnoty, a nawet rodziny. Otwartej, uśmiechniętej, chętnej na nowych ludzi i nowe pomysły.
Za to ich lubię najbardziej.
Że nic nie jest tylko białe.
Albo tylko czarne.
Za różowy, zielony, szary, czerwony, blond, fioletowy, żółty, granatowy, błękitny, seledynowy, zielony, pomarańczowy, a także łososiowy i sraczkowaty.
Za paski, kropki i kratę.
Za koty.
I za psy też.
Za kolczyki.
I za brak kolczyków.
Lubię oryginalnych ludzi. Ciekawych. Mających coś do powiedzenia. Cenię to, że ktoś jest w stanie powiedzieć całemu światu co uważa. W pokojowy sposób. Radosny.
Lubię tęczę, bo tęcza zawsze kojarzyła mi się ze skarbem. Mama mówiła "zobaczcie tęcza!" a wtedy wszystkie dzieciaki przylepiały się do szyby jak do lizaka.
Tęcze są słodkie.
Lubię ich tolerancje do inności. I ciekawość tej inności. Jakby inność stanowiła dodatkowy bodziec. Była motywacją. Była sama w sobie jak... jak cukierki o różnych smakach.
Nowy smak nie jest zły... nie musisz go pokochać.
Ale jest możliwością.
Perspektywą.
Może ten smak zmieni Twoje życie?
Może będzie najlepszy?
Może trzeba spróbować?
Ludzkie osobowości wylewały się na chodnik tuż obok mnie. W filcowych torebkach, w hippisowskich spodniach, w czapkach z daszkiem, albo kapeluszach, w ogolonych włosach, irokezach, w grubym warkoczu i vintage sukienkach.
Nic mnie tak nie cieszy, jak możliwość odnalezienie siebie.
Wszyscy jesteśmy niesamowici i różni. Niepowtarzalni i piękni.
Takie znam LGBTQ. Dokładnie takie.
A tymczasem... po drugiej stronie ulicy "przyjaciele". Oni też mieli coś do powiedzenia, ale już odchodząc od tego, co chcieli powiedzieć, dla mnie bardziej istotne jest "jak" to robili.
Wszyscy ubrani tak samo.
W czarnych spodniach i czarnych bluzach. I czarnych butach z czarnymi sznurówkami. Z czarnymi transparentami, z czarną nienawiścią na twarzach.
Jednak nawet tam znajdują sie "ciekawe wyjątki". Na szczególną uwagę zasługuje "Pan Krzykacz", który swoje przedstawienie zaczął już w trakcie przemówienia jednego z obecnych posłów i posłanek. Wiwatował i klaskał zaciekle, jednak wręczona mu flaga została przez niego wyrzucona i podeptana. Na szczęścia interwencja policji przyniosła chwilowy spokój. Chwilowy...
"Pan Krzykacz" krzyczał różne nienawistne hasła przez cały przemarsz naszego pochodu.
I co mnie rozbawiło, a Panu Krzykaczowi zamknęło buzię
to jeden z ostatnich wykrzyczanych przez pochód haseł.
Było: "Kochamy Was", "Kochamy Polskę" i "Kochamy tego pana". Chyba bardzo się zdziwił, gdy to usłyszał.
Powtórzę radośnie po raz kolejny.
- Kocham tego pana!
W ogóle wszystkich kocham i gdybym urodziła się w połowie tamtego wieku gdzieś na zachodzie pewnie byłabym hippisem.
Kolejna istotna historia: atak na Bu.
Bardzo niemądre jest wracać samej z Marszu Równości ( och ta Kasia, czemu zawsze się wszędzie spóźnia?).
Idę sobie chodnikiem, przede mną z sześciu, siedmiu Wszechpolaków, albo ONR'owców, kto tam wie.
Idę.
Czuję, że coś się stanie.
Idę.
Na pewno się stanie.
Idę.
Trochę się boję.
Idę.
Jestem tylko małą dziewczynką w dziwnej kurtce i butach na koturnie.
I nagle:
- Bu!!!
Tego jeszcze nie było! Cóż za okoliczność! ONR postanowili przestraszyć mnie moim własnym imieniem!
To mnie tak rozbawiło, że zaczęłam się śmiać. Ale na szczęście sobie poszli, a mnie bolał brzuch ze śmiechu.
Kocham Was, kochani czarnoubrani przyjaciele!
Nie ma to jak zrobić "bu" Bu.
Nie tylko oni zainteresowali się moją osobą. Z jakiegoś auta ktoś wrzucał na mnie od lesby.
Do prawdy... trzeba być kreatywnym... wymyślić jakieś lepsze, bardziej adekwatne wrzuty...
Tymczasem wrzucają na mnie od lesby i bu.
Słabo!
Na szczęście odnalazła się Kasia.
Kasia nie zdała po raz setny na prawo jazdy i nie zdążyła na Marsz, więc bardzo chciała pić piwo.
Ja też chciałam pić piwo. Więc piłyśmy piwo razem.
Lubię pić piwo z Kasią i opowiadać o histerii. Ostatnio mi się jedna zdarzyła. Kasi też.
Jej z powodu rękawa na egzaminie i zgubionych okularów. Mnie z powodu osoby L.L.
Następnie, gdy zmierzałyśmy na Piotrkowską 101 znowu spotkałam czarnoubranych przyjaciół!
Byłam trochę pijana, więc gdy krzyczeli za mną "zakaz pedałowania" wróciłam i poinformowałam, że
jeżeli tak bardzo obchodzi ich moja orientacja seksualna, to bardzo lubię chłopców i gdyby byli bardziej przystojni i tolerancyjni być może mogłabym się zainteresować ich narządami rozrodczymi.
Wiem - tak się nie robi, ale nie mogłam się powstrzymać.
Potem poszłyśmy z Kasią na spotkanie z Grodzką w Krytyce Politycznej.
Wcześniej pozwoliłyśmy się nakręcić miłym panom, którzy zbierali pytania do posłów europarlamentu.
Ponieważ zdałam sobie sprawę, że nie znam żadnego europosła zapytałam o religie w szkołach, bo to był jednyny w miarę mądry temat, jaki mogłam sobie przypomnieć. Kasia o rytualne ubojnie zwierząt. Obie byłyśmy trochę pijane i nie wiem, czy mówiłyśmy z sensem.
Następna część dnia była już mniej idealistyczno polityczna, a bardziej alkoholowo imprezowa.
Ukłony dla Anetki, Gosi, Beaty, Agnieszki, Agnieszki od sutków, Anny-Marii, Kasi i innych.
Dla was wszystkich:
SUTKI I CIPKI
Jednocześnie chciałabym zapewnić, że nikt nigdy więcej nie zaciągnie mnie do homoklubu (tak wiem, często to powtarzam).
Po raz kolejny przeżyłam gejowski horror.
Nigdy, ale to nigdy nie znajdziecie miejsca, gdzie na tak małej jednostce powierzchni, znajduje się tyle przystojnych facetów!
Masakra.
Szczególne miejsce dla pana X. Miał na sobie czapkę jak Hyży, świetne spodnie, cudowną koszulę, czarne okulary jak hipsterzy i ! czarną, piękną, nieziemską brodę!
Niestety miał też równie przystojnego faceta.
Pozostało mi się tylko patrzeć.
Wielkie tęczowe buziaki dla wszystkich.
Lubię to.
Nawet niedzielnego kaca lubię.
Phi!
OdpowiedzUsuń