Jest taka piękna.
Leżę na niej. Na jej pięknym ciele. Władam nią cały. Jest w moich objęciach. W moim posiadaniu. Cała we mnie. Cały w niej. Nigdy nie spotkałem piękniejszej kobiety.
Jej potargane, czarne włosy są wszędzie. Mam wrażenie, że toniemy w tych włosach. Oczy przymyka w rozkoszy. Wygina się w łuk, zgina, powraca. Wije się jak wąż w sidłach. Moich sidłach jej zbawienia.
Ale gdy szukam jej oczu, dostrzegam że na mnie nie patrzy. Że nie patrzy na mnie teraz, nie patrzyła na mnie przed chwilą, że nigdy nie będzie na mnie patrzeć. Widzę jej zamglone oczy i wiem, że nie jest moja, choć jestem w niej, choć posiadam ją teraz na własność. Widzę te oczy i czuję, że tylko to ciało do mnie należy, ale jej dusza jest daleko. Nie jest moja. Poruszamy się dalej, w miłosnym takcie na trzy, ale nie mogę oderwać wzroku od jej twarzy, która mi mówi, że rano wyjdzie z tego mieszkania bez słowa. Jak zawsze. Jak za każdym razem.
I budzi się we mnie złość. Wielka, ogromna złość. Nigdy nie była tak wielka, tak potężna, taka niszcząca. Zaczynam ją nienawidzić. Chcę mieć ją zawsze przy sobie, choćbyśmy mieli umrzeć. Choćbyśmy mieli umrzeć teraz, za chwilę, natychmiast.
Co on ma, czego ja nie mam? Co to jest i dlaczego każe jej do niego wracać? Gdzie mam to kupić, skąd zabrać, komu ukraść?
Nie wytrzymuję tej presji. Że nie jestem taki. Że nie jestem nim. I wchodzę w nią inaczej, mocniej, brutalniej. I znowu. I znowu. Cały czas. Nie chcę, żeby była taka szczęśliwa, niech ją boli. Niech wie, że ją nienawidzę. Dlaczego mi to robi?
- Przestań – mówi do mnie.
A ja wiem, że może tak mówić w nieskończoność, ale to nic nie da. Jeśli nie zechcę, nie przestanę. Będą ją krzywdzić. Niech boli. Jestem nad nią. Silniejszy i mocniejszy. Będę tak robić dopóki nie umrze.
- Przestań.
Otwiera szeroko oczy i patrzy się na mnie, jak nigdy wcześniej. Jej oczy są brązowe, okrągłe. Długie czarne rzęsy, powieki pokryte szarymi cieniami. Zamknięte usta, ściśnięte w rozterce. Czy to jest złość? Co to za uczucie, które ją sprowadza do mnie? Cała skupiona na mnie. Na mojej nagiej osobie.
Cały się uspokajam. Odprężam. Całuję ją. Jej długą, smukłą szyję, wystające obojczyki, całuję jej piersi, włosy, oczy, policzki, usta. Jest ze mną. Też mnie całuje. Lubi moje ramiona i mój brzuch. Pod powierzchnią jej drobnych palców staję się mały i bezbronny. Coś mi szepcze do ucha, ale nie mogę rozróżnić słów. Są miękkie, delikatne, czułe. Odpływam do miejsc, gdzie gaśnie moja ludzka świadomość.
Gdy budzę się rano, już jej tutaj nie ma. Na fotelu leżą koronkowe figi. Zawsze czegoś zapomina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz