poniedziałek, 13 maja 2013

15 zdaniowe portety pięciu bez twarzy i imion

G - chrzciciel
Poznaliśmy się dwa lata temu, gdy jeszcze nie byłam Bu ( ale potrzebowałam).
Powiedziałam mu "jestem Bu", odpowiedział "cześć Bu" i wtedy stałam się Bu.
Od tamtego czasu widujemy się dwa razy w miesiącu.
Jak się na niego patrzy, to ma się wrażenie, jakby się nigdy nie przewracał.
Nie wygląda ani odrobinę poetycko.
Nie ma romantycznych koszul, ani błyszczących butów, ani nawet pióra za uchem.
Zamiast tego, nosi duże koszulki z przesłaniem; politycznym albo muzycznym.
Wiem, co myśli o formie, treści, o Jaworskim, Dąbrowskim, Rudnickim, o tym, że kolega robił Cohenowi lody i o feministycznych tekstach Genowefy.
Nie mam pojęcia jakie lubi zupy, albo kim jest jego żona.
Pewnego dnia powiedział mi, że mnie wydrukują - miałam wrażenie, że rodzi mi dziecko.
Wie, jakie beznadziejne pisze wiersze.
Chciałabym mu mówić na "ty", a nawet już mówiłam, ale wtedy zjawił się M R. I mówię "pan" co nie pasuje do sytuacji, ani do tych lodów od Cohena.


P - sprzedawca
Podczas naszej pierwszej rozmowy opowiadał o swoich bananowcach w parku Śledzia i o tym, że uszczelnił okno skarpetkami, ale to nic nie dało i nadal jest mu zimno.
Prawie się zakochałam.
Powiedział, że chciałby dostać nagrodę Nobla.
Zapytałam, czy nie ma większych marzeń.
Interesuje się bakteriofagami i dużo jeździ na stopa.
Miałam z nim jechać do Czech, ale moja mama powiedziała, że mnie sprzeda, więc pojechał z inną dziewczynką, której nie sprzedał; podobno było fajnie.
Teraz mieszka na północy, tam gdzie łosie, czyli w Szwecji.
Sprzedał mi kiedyś moje własne alter ego, chociaż on uważa, że mu je ukradłam.
Marek nie zamierza mieszkać z łosiami.
Kiedyś był u mnie w pokoju.
I paliliśmy razem zioło. To nie było najlepsze spotkanie.
Nigdy się nie całowaliśmy i bardzo dobrze.
Chociaż kiedyś mu się to śniło.
Od niedawna ma syna - ale nigdy nie wiadomo, kiedy żartuje.


L
- apostoł
Próbuję sobie wmówić, że nie istnieje.
Człowiek, którego wskazałabym, gdyby diabeł kazał mi wybrać osobę, z którą miałabym spędzić całe życie.
Ma dużo talentów, ale bardzo boli, gdy się porusza.
Gdy stoi w miejscu boli jeszcze bardziej. Kiedyś jej ulubionym kolorem był fioletowy.
Chciała podróżować ciężarówką po Ameryce i mieć rudego kota.
Teraz nie wiem, co chciałaby mieć.
Jest bardzo ładna, ma ładne nogi, włosy i usta; nosi piękne ubrania, ale denerwuje mnie, że tyle o nich myśli. Wiem, że nasz czas się skończył, ale mam nadzieję, że nie na zawsze, bo chciałabym wyprawić jej sześćdziesiąte czwarte urodziny.
Była ze mną wszędzie. I wszystko o mnie wie.
Znała moją tajemnicę szybciej, niż ja zdążyłam ją nazwać.
Zawsze spałyśmy w ustalonej kolejności - ona po lewo, ja po prawo. Zjadłbyśmy razem kilogramy żelków i dumli.
Pierwsze słowa, jakie do mnie wypowiedziała brzmiały: "będziesz stać ze mną w parze?".


M - zabójca
Uwielbia oświetlone latarniami ulice pięknych miast.
Marzy o Wenecji i Paryżu.
Jest z innego świata i nie lubi mojego malinowego koktajlu.
Stres jaki towarzyszył mi przed naszym pierwszym spotkaniem w świecie stworzonym w prawdziwych atomów węgla, zabrał mi kilkanaście dni z życia.
Zasypiałam, na filmach, które razem oglądaliśmy, ale udawał, że go to nie denerwuje.
Uwielbia literaturę pozytywizmu - ale nie polskiego; Wojciecha Manna, Bruna Schulza, Flauberta, Hemingwaya i Cortazara.
Nigdy nie miał niczego współczesnego w oczach.
Gdyby był bogaty, chciałby chodzić po mieście z laska i złotą papierośnicą.
Wzruszały go słowa. Rozmawialiśmy dniami i nocami, dużo mówił o sztuce.
Jego długie zdania były przeciwieństwem mnie.
Był moim pierwszym chłopakiem.
Wysiadał na Kaliskiej.
Byłam pewna, że razem uciekniemy i wszystko zacznie być prawdziwe.
Na szczęście miałam wtedy szesnaście lat.



P - mówca
Ma wielkiego psa, wielki nos, wielkie nogi, wielkie buty i wielką marynarkę.
Nie potrafi podejmować decyzji i nigdy nie kończy mówić.
Teatr jest jego powodem i konsekwencją.
Przywiązany do klasyki, kocha Szekspira.
Potrafi kolorować rzeczywistość na swoje własne kolory i nigdy się nie przejmuje odcieniami szarości.
Lubi groteskę, strach i przesadę.
Uważa, że jestem wiedźmą i polecił mi odpowiedniego księdza, który odprawia skuteczne egzorcyzmy. Pokazał mi w jaki sposób całować słowa.
I że mogą służyć do latania.
Jestem w stanie wyczuć jego obecność w odległości pół kilometra.
Nie istnieje nic, co pachniałoby bardziej intensywnie niż on.
Jest pierwszą osobą na liście tych, którzy zawsze żyją.
Pełny siły, energii, weny, radości, zaangażowania, pełny pasji i zdziwienia.
Artysta.
Jedyny sensowny powód, dla którego uczę się w liceum, w którym się uczę.

1 komentarz:

  1. jak wspaniałą cechą jest u człowieka zdziwienie...najlepszą:)
    http://www.youtube.com/watch?v=WgwllkBUVNg

    OdpowiedzUsuń