Trochę mnie do martwi.
Siedzę w tym, odkąd poczułem, że to jest istotne.
Że mnie dotyka.
Bo jestem człowiekiem.
Sprawiedliwość społeczna. Równość. To hasła, które w szczególny sposób mnie dotyczą. W szczególny sposób jestem na nie wrażliwy.
W moim idealnym świecie, wszyscy mamy takie same szanse. I prawa. Bez względu.
Na to wszystko, co pewnie znacie. Ale wymienię jeszcze raz. I będę wymieniał do końca świata.
Bez względu.
Na płeć
Na kolor skóry
Na wyznanie
Na głoszone poglądy
Na orientację seksualną
Na tożsamość płciową
Na wygląd
Na język
Na narodość
I uważam to za słuszne. I godne walki. Ale.
Bu często powtarza: "uważaj na ideologie, bo ideologie są niebezpieczne". ( Czy walka o prawa człowieka to już ideologia? )
Każda wielka ideologia prowadzi do złego. Do wojny.
A przecież oni chcieli zbawić świat. Mieli pomysł. Pomysł miał prowadzić do dobra.
Jezus nie myślał o wojnie trzydziestoletniej i ośmiu milionach ludzi którzy w trakcie niej zginą ze względu na czyściec, który według jednych jest, a według drugich nie. Albo ze względu na ilość sakramentów. Nie wiedział, że w jego imię się pozabijają. Nawzajem. Bez litości.
Podobnie z komunizmem.
Możemy obwiniać Marka i Engelsa za błędy Hitlera i Stalina?
Chcieli dobrze. Ale mieli ideologię, a za ideologię ludzie się zabijają.
I dlatego trochę temu wszystkiemu nie ufam.
Bo homoseksualiści nie są lepsi. Ani gorsi.
Tymczasem na fejsie aż roi się od stron typu "promocja homoseksualizmu" gdzie raz po raz padają teksty, czasem dość odważne, skierowane przeciwko heterykom. Niby zabawne, bo nowe, bo ciekawe. Ale czy to nie jest przypadkiem niebezpieczne? Czy nie budzi się nienawiść? Nienawiść w drugą stronę?
Teraz ma formę żartu, a co będzie kiedyś?
Szala wagi spada po drugiej stronie.
A przecież chodzi o to, żeby stała równo.
Przecież o to cały czas walczę? O to my wszyscy walczymy. Prawda?
Przypomniała mi się historia, którą ostatnio usyszałem od Bu.
Jakoś dzień po łódzkiej manifie powędrowała za zajęcia warsztatowe do pani Izabeli Desperak.
W łódzkiej krytyce politycznej.
O Świetlicy Krytyki Politycznej kiedy indziej, zależy mi tylko na jednej sytuacji.
Bu dostała ćwiczenie:
Bardzo uogólniając ( bo nigdy do końca nie wiadomo) społeczeństwo to w 80 procentach osoby heteroseksualne, a w 20 homoseksualne.
Wyobraźmy sobie, że proporcje te zostaną zamienione. Tym razem 20% to hetero, a aż 80 to homo. Co się zmieni?
Bu zaczęła wyliczać:
- na wycieczkach szkolnych pokoje tylko dwupłciowe
- idąc na imprezę, rodzice chętniej puszczą dziewczynę z chłopakiem, niż inną dziewczyną
- w kinach fimy o gejach i lesbijkach i od czasu do czasu wątek hetero
- w sejmie większość posłów to homoseksualiści, tylko jeden gdzieś z boku to heteryk
- cenzura na obowiązujące teraz lektury
i tak dalej i tak dalej.
W tym momencie prowadząca podsuwa pomysł:
- A nie uważasz, że społeczeństwo byłoby bardziej tolerancyjne i otwarte?
NIE! Nie uważam.
Nie ważne jak sie podzielimy. Na białych i czarnych. Na wysokich lub niskich. Zawsze wygrywa większość. I w świecie, gdzie panowała by homonormatywność, hetero byli by tak samo dyskryminowani jak teraz geje. Nic by się nie zmieniło.
Oprócz miejsc, które zajmują poszczególni ludzie.
Bo to tak działa. Nie ważne kim jesteśmy, byleby mieć większość. Władzę. I zniszczyć innych. Bo tak. Bo są inni. Bo inność nie jest nasza. Jak coś jest inne, to trzeba to zgładzić.
Nie wierzę, że homonormatywne społeczeństwo byłoby bardziej toleracyjne. Byłyby takie same heterofoby jak teraz homofoby.
Dość już tej propagandy! Odnajdzmy jakiś środek.
Dążmy do tego, żeby waga społeczna trzymała poziom.
I nie przechylała się w żadną stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz