sobota, 23 marca 2013

O teatrze.

           Moje pierwsze spotkanie z teatrem, gdy mogłam z nim porozmawiać, a nie tylko oglądać z mniejszym lub większym podziwem, miało miejsce trzy lata temu.
W związku z międzynarodową wymianą, której głównym tematem był teatr, pani B. zabrała nas na warsztaty do Powszechnego w Łodzi. Tam się wszystko zaczęło.
          Warsztaty prowadził Andrzej Jakubas ( gra m. in. w Szalonych Nożyczkach). Pokazał nam wiele niezwykłych rzeczy. Rozmawiałyśmy z krzesłami. W nieskończoność. Krzesło było wszystkim; mężem, żoną, kochanką, prezydentem, politykiem, nowonarodzonym różowym bobasem, skrzynią biegów, Jezusem albo koleżanką z pracy. Do dzisiaj ciężko mi przejść obojętnie przy tych drewnianych krzesłach we foyer. Jakoś nie mogę na nich usiąść. Jakby pokazały mi kiedyś inny świat, a teraz udają, że nic się nie stało. Że nigdy nic nas ze sobą nie łączyło. Podczas gdy miałam romans z jednym z nich. Całowaliśmy się. Teraz nawet mnie nie rozpoznaje.
          Oprócz krzeseł, pan Andrzej pokazał nam dużo innych rzeczy. Pantomimę, kukiełki, cienie, pokazał nam wnętrze teatru, pokazał jak chodzić i jak szukać środka swojego ciała. Pamiętam w jaki sposób ruszać ręką, aby było widać, że postać wstaje ze sofy, albo że chodzi. Właściwie bardzo dużo zapamiętałam, bo teatr to był właśnie strzał w dziesiątkę. Dokładnie to, czego potrzebowałam. Teatr dawał możliwości.
          Mogłam być wszystkim, każdym. Mogłam bawić się sobą, innymi, bawić się światem, albo wymyślić sobie nowy. Trochę jak pisanie, ale bardziej plastyczne. Dające inny rodzaj przyjemności. Byłam na wszystkich spektaklach w Powszechnym. A nawet po kilka razy. W trakcie trwania festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych do teatru jeździłam codziennie. Czasami nas nie wpuszczali, bo miałyśmy wejściówki na wolne miejsca. Ale i tak nie żałowałam. Lubiłam wszystko. Całe procedury. Spektakl to przecież nie tylko samo przedstawienie. To jeszcze droga, czekanie, obserwowanie innych ludzi i ich zachowań, to głęboki fotel i zapach drogich perfum pani z prawej strony, to czarność kurtyny i dotyk jedwabiu, to oklaski i przerwa. To pot i trud i błędy i śmiech ludzi. I mój. Teatr to dopiero przedstawienie.
          A potem poszłam do liceum i trochę się zmieniło. Zniknął Powszechny i Jakubas. Ale pojawił się nowy człowiek – profesor Pałosz. I o ile Jakubas pokazał mi że z krzesłem mogę się całować, to Pałosz kazał mi się całować ze słowem „krzesło”.
          I zostałam wciśnięta w całe szeregi słów. Które trzeba wymawiać od początku do końca. Trzeba przesadnie hiperbolizować końcówki. Głośno, wyraźnie. Słowo za słowem.

zaraz
zatem
znak
zraz
zdrów
znowu
zwalisz
zarazek
znawca
zez
zjesz
zakazany

A potem inaczej.

chrzestny
pszczoła
nieszczęście
Pszczyna
przyszedł
szynka
szyba
chrząstka
chrzęści
trzech
pech
wszczęcie
przysporzyć
słyszeć
zakrztusić się

Ale nie wolno wymawiać „ę”. „Ę” się nie wymawia. Nie na końcu zdania.

- ŚĆ! ŚĆ! ŚĆ! Miłość – krzyczy profesor Pałosz
- Miłość – powtarza Bu
- MiłoŚĆ
- Miłość

Spółgłoski, samogłoski, głoski wszelakie. Wibracje, przepona. Nosowo. Teraz. Już.


Czarny dzięcioł z chęcią pień ciął.
 
          Gy przychodzi moment przedstawienia, muszę pamiętać o wszystkim. I o całowaniu ruchów i o całowaniu słów. Nic nie może pozostać niedopieszczone. Ma być namiętnie. Koncentracja.
          I wtedy zawsze przypomina mi się Jakubas i to co nam kiedyś powiedział. Siadał na krześle, jak osoba gotowa do pracy, okrakiem, pełen werwy i wigoru. Gdy zaczynał mówić, to rzadko kończył. Jak oni wszyscy. Pałosz też nigdy nie kończy. Może o teatrze nie da się przestać mówić?
          Starałam się słuchać. A mówił zawsze tak, jakby zdradzał sekret.. Mówił o aktorach, o sztukach, o Gombrowiczu i o Brechcie, rzadziej o Shakespearze. O Teatrze Telewizji, o reżyserach, o filmach, o suflerach, o błędach i wyzwaniach. Tak - Jakubas kochał teatralne wyzwania. Czasami mnie nudził. Nie zawsze, tylko czasami. Mam taką niespokojną naturę, wolę działać niż myśleć. To mnie czasami głubi. Chciałabym wszystko natychmiast. Nie umiem czekać.
          Pewnego dnia, to był jakiś dzień i nie powiem jaki, bo nie pamiętam, ale z pewnością jeden z tych dni, w których miałam na sobie swoje żółte buty, Andrzej Jakubas powiedział nam czym jest teatr. I chociaż go nie wtedy nie zrozumiałam ( pewne rzeczy czuje człowiek na własnej skórze, koniec i kropka) to zapamiętałam dobrze, bo było intrygujące.
         Teatr to nie jest reżyser. Ani aktor. Ani scena. Ani kurtyna. Ani muzyka. Ani dekoracje. Ani makijaż. Ani stroje. Ani sufler. Ani nawet aktor. Teatr to widzowie. Bez widzów nie ma teatru.

( Lepiej nie zapisywać jako cytat, bo trochę zmyślałam, ale sens pozostał.)

          I teraz, gdy po raz czwarty wystawialiśmy jednoaktówkę Mrożka "Na Pełnym Morzu" to wiem, o czym mówił. I dlaczego to takie istotne. Bo aktor wzlatuje w górę, tylko dzięki odbiorcom. Bo jeśli nie ma kogoś, kto z chęcią i zainteresowaniem patrzy, kogoś, kto nie rozmawia, nie dubie sobie z nosie, nie ziewa - to po prostu opada. Zniża się. Chodzi po dnie. Wszystko się wali.
          Pierwsze spektakle tego przedstawienia były zarezerwowane dla poszczegółnych klas, z którymi pan Pałosz miał lekcje. Prawie zwątpiłam w tekst. W słowa. W całowanie czegokolwiek, w jakikolwiek sposób. Nie było niczego, czego można byłoby się trzymać.
Ale potem był już właściwy występ.
I przyszli zainteresowani ludzie. I wtedy szum morza, zakłócał mi bicie serca. A mewa była tak prawdziwa, że prawie obesrała mi kapelusz. To jest jakiś cud. Cud teatru. Przemawia do mnie bardziej niż ten w kanie galilejskiej.
           Obraz zamknięty w szafie i przykryty płótnem. Czy to jest nadal obraz? Przecież już stracił swoje właściwości. Obraz jest wtedy, gdy ktoś na niego patrzy. Widzi go. Nie ważne, czy go krytykuje, czy wyraża się pochlebnie. Nie istotne kim jest, jakiej płci, jakiego wieku i w co wierzy, albo do czego się modli. Istotny jest sam akt przekazu sztuki. Czy to nie jest piękne? Więc skończę to wszystko bardzo patetycznie, czyli tak, jak nie lubię:
Sztuka nie istnieje bez Ciebie.
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz