Osiem miesięcy temu mój brązowy kalendarzyk nie był przemoczony.
Osiem miesięcy temu miał czyste białe kartki, zapisane wyraźnie zielonym atramentem, pełne wzniosłych zdań o życiu.
Osiem miesięcy temu leżąc w łóżku, zgasiwszy lampkę myślałam o tym, że czuję się niedotykana.
Osiem miesięcy temu miałam głowę pełną kolorowych marzeń. Pragnęłam wyruszyć w podróż dookoła świata z plecakiem pełnym niczego. Lub w innej wersji – z torbą wypchaną chałwą turecką.
Osiem miesięcy temu na drzwiach w moim pokoju zawiesiłam karteczkę z napisem „colour my life with the chaos of trouble”.
Osiem miesięcy temu błagałam wszystko, co podejrzewać mogłam o metafizyczne siły o jakąkolwiek, najmniejszą nawet obietnicę skrzydeł.
Osiem miesięcy temu chciałam latać.
I wtedy pojawił się M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz