Pamiętacie najpiękniejsze wspomnienie ze swojego dzieciństwa? Układa się ono w mojej głowie jak okładka książki, która skończyła się zbyt szybko. Czasami brak zakończenia powoduje, że wcale nie chcę jej otwierać. Oglądam okładkę, a na okładce jesteśmy w czwórkę. Ja, moi rodzice i Sawa. Miałem sześć lat i pojechaliśmy w góry. To był piękny, kolorowy październik, bardzo ciepły i przyjemny. Pamiętam moje buty, pierwsze górskie buty w życiu. Byłem z nich ogromnie dumny.
Natknęliśmy się na Sawę całkiem przypadkiem. Stała obok śmietnika i popiskiwała cichutko. Gdy mama Karolina podeszła do niej, okazało się, że na sierści pozostał ślad po niedawno zdjętej obroży. To był owczarek niemiecki, całkiem młody, jak nam się zdawało. Cały się trząsł. Było ciepło, więc nie rozumiałem, dlaczego tak się trzęsie.
- Z tęsknoty – powiedziała mama Ola.
Sawa oparła się o moją nogę i w ten sposób zostaliśmy przyjaciółmi.
Pamiętam, że zawsze chciałem mieć psa i wzruszały mnie wszystkie niesamowite opowieści o czworonogach bohatersko wracających do swoich właścicieli. „Pies który jeździł koleją” stał się natychmiast moją ulubioną książką. Żona śmieje się ze mnie, że nie muszę jej czytać naszym dzieciom, bo umiem ją na pamięć.
Mieszkaliśmy w tych górach w drewnianym domku, z widokiem na jezioro. Wieczorami spacerowaliśmy wokół niego. To była nasza rodzinna tradycja. Mama Karolina i Mama Ola podrzucały mnie do góry za ręce. Sawa biegała dookoła, od czasu do czasu wskakując do jeziora, w którym tonęło czerwone słońce. Byłem najszczęśliwszym dzieciakiem na świecie.
*
To, że wychowywałem się w rodzinie jednopłciowej nie miało dla mnie większego znaczenia do czasu, gdy skończyłem dziesięć lat. Wcześniej zdarzały się różne nieprzyjemne wydarzenia, jak to, że mama Karolina nie mogła przychodzić na wywiadówki do szkoły. Moja wychowawczyni mówiła, że przyjaciółka mamy nie jest od tego, aby przychodzić na zebrania. Ponieważ mama Ola pracowała popołudniami, było to dosyć kłopotliwe. Ale takie historie były nieliczne. Właściwie nie widziałem w tym niczego nadzwyczajnego.
Od małego chłopca byłem bardzo otwartym i wesołym dzieckiem. Dość wrażliwym, ale lubiłem świat i wszystko co z nim związane. Nie miałem problemów z nauką i interesowałem się wieloma rzeczami na raz. Obie mamy umożliwiały mi rozwijanie swoich pasji, ale to z Karoliną najczęściej jeździłem na nartach, łyżwach, rowerze i na wszystkim, czym się dało. Z biologiczną mamą, Olą najczęściej czytaliśmy książki, rozmawialiśmy na poważne tematy, pokazywała mi teatry, muzea i inne miejsca, dzięki którym teraz wykładam Historię Sztuki na Uniwersytecie w Łodzi. Obie kochałem tak samo mocno, choć w inny sposób.
Wydarzenia z roku dziewięćdziesiątego popsuły wszystko, co miałem. Los zabrał mi jedną mamę. A drugą i psa zabrało mi państwo.
Choroba mamy Oli to jedna linijka wielkich znaków zapytania. Pamiętam ten okres jakby przez mgłę. Niby wiedziałem, że coś jest nie tak, ale właściwie wszystko pozostało takie samo. Zwłaszcza pod koniec, gdy mama była już w domu. Wyglądała na słabą i zmęczoną, ale uśmiechała się do mnie i kazała się dużo uczyć i być dobrym chłopcem.
Potem umarła.
I piekło, które musiałem przeżyć było spotęgowane potrójnie. Straciłem całą rodzinę, cały świat. Pani w garsonce śmierdząca papierosami złapała mnie za rękę i zabrała od mamy Karoliny. Wrzeszczałem na cały głos, żeby mnie zostawiła w domu. Że tam jest mój dom. Że tam mam psa. Że mam rodzinę. Że moja druga mama się mną zajmie, bo bardzo mnie kocha.
- Musimy już iść – powiedziała kobieta. Bardzo głośno płakałem. Do dzisiaj słyszę ten płacz, jakby nigdy się wewnętrznie nie skończył. Jakby jego kontynuacja była ze mną zawsze. Gdy jestem sam, albo gdy mam gorszy dzień, to wszystko mi się przypomina.. Gra w mojej głowie, jakby był muzyką. Najbardziej dramatyczny dźwięk, jaki świat mógłby usłyszeć. Teraz jestem ojcem i mężem, ale płacz nie zniknął. O czymś takim nie da się zapomnieć.
Mama tłumaczyła mi wszystko bardzo dokładnie i spokojnie, ale nadal nie mogłem pojąć tej sytuacji. Nie mogłem niczego zrozumieć. Dlaczego wszystko tak nagle się zmieniło? I dlaczego wieczorami jestem sam?
- Nie jesteś już moją mamą? – pytałem ją, a ona musiała panować nad emocjami, ale nie zawsze jej się to udawało.
- Oczywiście, że jestem. Byłam, jestem i zawsze będę. Po prostu nasze prawo w Polsce nie pozwala mi nią być. Muszę powypełniać różne papiery i podpisać kilka dokumentów. To nie potrwa długo i za jakiś czas wrócisz do domu. Sawa bardzo za tobą tęskni.
Adopcja przedłużała się w nieskończoność. Moja mama nie miała pierwszeństwa, bo stanowiłaby rodzinę niepełną. Pierwszeństwo mieli inni ludzie. Ci z pełnych rodzin. Mama Ola nie miała rodziców, więc o adopcję zaczęli się starać rodzice Karoliny. Wszystko to trwało bardzo długo.Placówka w której mieszkałem utrudniała mi kontakty z mamą. Sądy, rozprawy, apelacje. Do domu wróciłem dwa lata później.
Nic nigdy nie było takie jak wcześniej.
I dlatego nie otwieram albumu wspomnień, które nazywa się „moje dzieciństwo”. Na końcu spotkałbym czarne kartki, a niektórych w ogóle by brakowało. Oglądam tylko okładkę. Jesteśmy w czwórkę nad jeziorem, w którym topi się czerwone słońce. Sawa biega dookoła. Byłem takim szczęśliwym dzieciakiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz